Msza Św. 25 grudnia



"Oto zwiastuję wam radość wielką! Dziś w mieście Dawida narodził się nam Zbawiciel!" Te słowa, skierowane do betlejemskich pasterzy, stanowią główną treść dzisiejszych świąt, świąt Bożego Narodzenia.

Bardzo niedawno, zaledwie sześć lat temu, wskazywał na ponadczasowy sens tych słów nasz ukochany Ojciec święty, sługa Boży Jan Paweł II. W liście apostolskim Novo millennio ineunte, obwieszczającym początek trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, Jan Paweł II napisał: "dwa tysiące lat historii nie umniejszyły bynajmniej świeżości owego Ťdzisiajť, w którym aniołowie przynieśli pasterzom wspaniałą wieść o narodzinach Jezusa w Betlejem: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan".

Gdyby przyjście do nas Zbawiciela było tylko piękną opowieścią, doprawdy nie byłoby z czego się dzisiaj cieszyć. Co więcej, naszą wiarą obrażalibyśmy Boga, bo przeciwko Niemu świadczylibyśmy, że On tak nas umiłował, że własnego Syna nam dał. Gdyby to nie było prawdą, to ani święta Bożego Narodzenia nie miałyby sensu, ani nie moglibyśmy mieć żadnej nadziei na odpuszczenie grzechów, zaś o życiu wiecznym moglibyśmy tylko bezsilnie marzyć.

Cieszymy się, bo naprawdę Bóg tak nas umiłował, że Syna swojego dał, aby nikt, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Cieszymy się, bo Dzieciątko, które się narodziło z Maryi, jest przedwiecznym Synem Bożym, który raczył przyjąć nasze człowieczeństwo, aby wyzwolić nas z naszych grzechów i uczynić przyjaciółmi samego Boga.

W swoim Tryptyku rzymskim Jan Paweł II pisał:

Gdy ludzie i ludy sami sobie tworzyli bogów,

przyszedł Ten, który Jest.

Wszedł w człowieka

I odsłonił mu Tajemnicę zakrytą

Od założenia świata.

Tajemnica, jaka została nam objawiona w noc Bożego Narodzenia, jest cudownie prosta, ale sami nigdy byśmy jej nie odkryli. Dopiero Bóg musiał nam ją objawić. Mianowicie w noc Bożego Narodzenia dowiedzieliśmy się, że Bóg jest zupełnie inaczej wszechmocny, niż my, ludzie, skłonni bylibyśmy to sobie wyobrażać. Owszem, On naprawdę i najdosłowniej jest wszechmocny, ale Jego wszechmoc polega na tym, że On kocha i że On cały jest miłością. W noc Bożego Narodzenia Bóg pokazał nam, że w swojej wszechmocnej miłości On nie musi podpierać się bogactwem ani żadną ludzką potęgą. Wszechmocny Bóg, naprawdę wszechmocny Bóg przyszedł do nas jako słabe i bezbronne Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie, które wkrótce trzeba będzie chronić przed grożącą Mu śmiercią ze strony Heroda.

O niepojęta Boża miłości, o niepojęta Boża wszechmocy! Dlaczego, wszechmogący Synu Boży, dlaczego postanowiłeś objawić się nam w tak skrajnym ubóstwie i słabości?

Kolejne pokolenia chrześcijan, uwielbiając Ciebie, Panie Jezu, jako słabe i bezbronne Dzieciątko, wciąż na nowo zauważały w tych okolicznościach Twojego do nas przyjścia zapowiedź tego zwycięstwa, jakie za trzydzieści kilka lat miałeś odnieść na Górze Kalwarii. Na krzyżu byłeś przecież, Panie Jezu, jeszcze bardziej slaby i bezbronny, niż w betlejemskim żłobie. A jednak zwyciężyłeś. Zwyciężyłeś mocą samej tylko miłości.

Radujemy się dzisiaj, bo narodził się nam Zbawiciel. Radujmy się, bo Bóg jest już nie tylko naszym Stwórcą i Opatrznością i Opiekunem. Syn Boży, Bóg prawdziwy, raczył stać się naszym Bratem, raczył się upodobnić do nas we wszystkim oprócz grzechu. Raczył wejść w nasz ludzki świat, w którym jest tyle biedy i cierpienia, tyle nienawiści i egoizmu, tyle bezsensu i pustki - i pokazał nam, że również w tym naszym świecie, w którym dobro jest nieraz tak bardzo sponiewierane, że również w tym naszym świecie możliwa jest miłość. Co więcej, dzięki przyjściu do nas Syna Bożego okazało się, że miłość jest mocniejsza niż wszelkie zło.

Przede wszystkim jednak przyszedł On do nas, żeby nas wyrwać z niewoli naszych grzechów. Podobnie jak człowiek tonący w bagnie sam siebie za włosy nie wyciągnie, podobnie jak ktoś ciężko chory, kogo uratować może tylko interwencja chirurga, sam sobie operacji nie zrobi - tak samo pogrążona w grzechach ludzkość potrzebowała Zbawiciela, który by nas wyzwolił z niewoli grzechów i ocalił od śmierci wiecznej. Dzisiaj nie możemy się wręcz nacieszyć z tego powodu, że Zbawiciel już przyszedł i że jesteśmy już odkupieni.

W Ewangelii św. Łukasza znajduje się wskazówka poniekąd empiryczna, jak się upewnić co do tego, że to wszystko jest prawda. Mam na myśli słowa hymnu anielskiego, jaki zabrzmiał w Betlejem w noc Bożego Narodzenia: "Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli, a na ziemi pokój ludziom, w których Bóg ma upodobanie". Starajmy się wysławiać Pana Boga swoim życiem, starajmy się rzetelnie zachowywać Jego przykazania, pilnować codziennej modlitwy i coniedzielnej mszy świętej - a wręcz empirycznie się przekonamy, że pokój Boży zapanuje w moim sercu, że będzie więcej pokoju w mojej rodzinie, że pokojem będę promieniował również na innych.

Pokój i zgoda, wzajemna życzliwość i pojednanie - to są szczególne dary Boże związane z dzisiejszym świętem. Oby Dobry Bóg raczył nas wszystkich obficie tymi darami obdarzyć.

Wróćmy do betlejemskich pasterzy. Anioł powiedział im, że znajdą Niemowlę owinięte w pieluszki i złożone w żłobie. Ktoś może się na to obruszyć: cóż to za znak? O co tu chodzi? Cóż dziwnego w tym, że niemowlę jest owinięte w pieluszki, skoro wszystkie niemowlęta owijamy przecież w pieluszki? Owszem, zwierzęcy żłób nie jest zwyczajnym miejscem dla niemowlęcia. Ale jeżeli uboga matka, której przyszło rodzić nie we własnym domu, ale gdzieś w opuszczonej stajni, właśnie żłób wymościła sianem i uznała za najbardziej przytulne miejsce dla swojego dziecka - to też nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Otóż spróbujmy zobaczyć, że w stosunku do tego Niemowlęcia jedno i drugie było czymś nadzwyczajnym - zarówno to, że mały Jezus był owinięty w pieluszki, jak to, że został złożony w żłobie. Przypomnijmy sobie najstarszy tekst maryjny, jaki znajduje się w Liście do Galatów. Apostoł Paweł napisał mniej więcej tak: Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, aby nas wykupił, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Ktoś mógłby się na te słowa obruszyć: Cóż dziwnego w tym, że Jezus narodził się z kobiety, przecież każdy człowiek rodzi się z kobiety! Ale pomyślmy: Jezus jest przecież Synem Bożym. I to jest właśnie coś nadzwyczajnego i niepojętego: że przedwieczny Syn Boży ogołocił samego siebie i przyjął postać sługi, i stał się człowiekiem, i tak jak wszyscy ludzie zechciał się narodzić z kobiety. To jest doprawdy coś absolutnie niezwykłego: sam wszechmocny Syn Boży owinięty w pieluszki! Przecież przez Niego świat został stworzony! O niepojęta Boża miłości do człowieka! Po prostu kolana same się zginają, ażeby uwielbiać Boga za tak niepojętą miłość!

Co więcej - Syn Boży, przyjmując nasze człowieczeństwo, raczył poddać się śmierci, a miała to być śmierć na krzyżu. Nie od rzeczy też będzie przypomnieć, że kamienny żłób, do którego Dzieciątko Jezus zostało złożone, był zapowiedzią grobu, w którym miał zostać złożony Ukrzyżowany za nasze grzechy. To dlatego w kolędach mamy tak wiele nawiązań do przyszłej męki tego Dzieciątka.

Bracia i Siostry! Myślę, że stosunkowo łatwo odgadnąć, dlaczego pasterze betlejemscy tak szybko uwierzyli, że to Dziecko jest Mesjaszem. Przecież oni nawet swoimi cielesnymi oczyma widzieli wiarę Maryi, widzieli Jej miłość, widzieli, jak adorowała to Dzieciątko, które jest Synem samego Ojca Przedwiecznego! Tego skażony grzechem człowiek nie pojmie, jak czysta, jak święta musiała być ta wiara, z jaką Maryja wypełniała swoją macierzyńską posługę wobec Jezusa. Nie dziwmy się, że patrząc na wiarę Maryi, pasterze natychmiast sami w Jezusa uwierzyli. Nasza wiara dostaje skrzydeł nawet wtedy, kiedy oglądamy głęboką wiarę człowieka, który jest podobnie grzeszny jak my sami. Tego nawet nie da się wyobrazić, jak wielkie wrażenie musiała na pasterzach wywrzeć wiara najświętszej i niepokalanej Maryi!

Bracia i Siostry! Szkoda, że już tak szybko trzeba te homilię kończyć. Zakończę ją tymi samymi słowami, którymi ją zacząłem: "Oto zwiastuję wam radość wielką! Radujmy się, bo narodził się nam Zbawiciel!" I niech ta radość opromienia całe nasze życie! Amen.

Jacek Salij OP