Msza Św. 31 grudnia 2006



Ks. Piotr Pawlukiewicz


                                         Święto Świętej Rodziny:

                                          Jezusa, Maryi i Józefa

                                            kościół św. Krzyża

                                     31.12.2006 r.

 

         Tysiące lat Bóg przygotowywał świat na przyjście Zbawiciela. Ostatnim ogniwem w tym wielowiekowym procesie było powołanie do wielkiej misji Maryi i jej małżonka, Józefa. To w ich domu, w atmosferze ich miłości miał narodzić się i wzrastać Mesjasz. Aby dostrzec pełniej piękno i duchowy fundament nazaretańskiej Rodziny można zestawić jej dzieje z historią naszych prarodziców Adama i Ewy. Łatwo dostrzeżemy tu wyraźne podobieństwa, ale na zasadzie przeciwieństw, tak jak negatyw podobny jest do pozytywu.

Od czego zaczyna się tragedia rodu ludzkiego? Szatan, anioł ciemności zwodzi Ewę. Atakuje w niej najczulszy dla kobiety punkt - poczucie jej własnego piękna. Słowa demona można by sparafrazować tak: Ewo, Bóg powiedział ci, że cię miłuje, że Go zachwycasz, że jesteś piękna? Ale jak to jest możliwe, skoro zabronił ci spożywać owocu z drzewa poznania dobra i zła? Widzisz, Bóg nie dał ci wszystkiego. Dał ci wprawdzie raj, ale jest jeszcze jeden raj, tam, w tym owocu i tego już Bóg ci nie dał. Bo tak naprawdę, to Go do końca nie zachwycasz. Nie jesteś na tyle piękna. To dla kobiety straszne słowa: nie jesteś piękna i nie zachwycasz swym pięknem innych. Twoje piękno nie wpływa na innych.

Zapytajmy skąd się te pragnienia w kobiecie wzięły. Bóg jest piękny i chce być podziwiany, chce zachwycać. Biblia mówi o tym wielokrotnie. Gdy Jezus ukazał swoje piękno Apostołom na górze Tabor, oni wręcz zaniemówili z wrażenia. Bóg stwarzając kobietę przekazuje jej pierwiastek swojego piękna. Każda z pań to czuje, tym żyje i nie powinna się tego wstydzić. Dostała to od samego Boga. Kiedy kobieta jest piękna, wtedy jest spokojna, mocna, wtedy może spełnić swoje powołanie. Proszę zwrócić uwagę, że są na świecie tysiące obrazów kobiet leżących na sofie, w ogrodzie czy na łące. One zachwycają swoim pięknem. Taki obraz tchnie jakąś energią. Natomiast bardzo rzadko można znaleźć obraz mężczyzny leżącego w jakiejś powabnej pozie. A jak już widzimy leżącego tak mężczyznę, to mamy ochotę powiedzieć: weź się człowieku za jakąś robotę. Bo mężczyzna zmienia świat przez pracę, inicjatywę, wysiłek, odkrycie i zewnętrzną aktywność. Kobieta, która zapomina o tym, że jej siłą jest piękno, która nim gardzi, od niego ucieka, tak naprawdę ucieka od samej siebie i od tego, co ją ożywia. Dziś świat wmówił ludziom, że piękno kobiety to jej atrakcyjność erotyczna, młodość i ustalone wymiary ciała. A to kłamstwo. Piękno kobiety to jej wewnętrzny pokój, jej oczy i umiejętność pomnażania dobra wokół siebie. Kobiety żyjące w rygorze przeróżnych diet, tysięcy rad i nakazów, kosmetycznych i krawieckich, nie są piękne, bo ciągle żyją w strachu. Są niepewne swej kobiecości i tak panicznie boją się ją stracić. Często rozglądają się z lękiem w oczach, czy gdzieś obok nie pojawi się bardziej wymiarowa kobieta. Nierzadko w starszej, spokojnej emerytce jest o wiele więcej uroku niż w tych plastykowych pięknościach.

Na początku powołania Maryi też przychodzi do Niej anioł, tyle że anioł światłości. I także na samym początku porusza temat piękna kobiety. W świetle powyższych prawd zrozumiemy dlaczego tak, a nie inaczej z Maryją rozmawiał. Nie powiedział Jej: przygotuj się na wielki trud, musisz dać z siebie wszystko. Nie. Anioł mówi do niej: Zdrowaś Mario. Zdrowaś czyli bez choroby, wszystko u Ciebie jest dobre, piękne, czyste, jak winno być u kobiety. Łaski jesteś pełna, światła jesteś pełna, jesteś szczególnie umiłowana przez Boga. Anioł tymi słowami pozdrawia Maryję, ale on też ją tym ożywia, umacnia, wspiera duchowo przed przyjęciem powołania. Potem jeszcze dobre słowo dokłada Elżbieta, matka Jana Chrzciciela. Witając Maryję w progach swego domu mówi: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona. Jakże to doświadczenie swojego piękna będzie potrzebne Maryi przez całe późniejsze życie. Zwłaszcza wtedy, gdy dojdą do niej słuchy, że jej Syn postradał zmysły, że Go Belzebub opętał, że jest bluźniercą. To były oskarżenia i pod Jej adresem: jesteś matką szaleńca, człowieka opętanego, niewiernego. Ona wytrwała do końca w wierze w swoje piękno, w wierze w piękno swojego Syna. Nawet na Golgocie.

         Zanim kobieta podejmie życiowe powołanie musi uwierzyć w swoje piękno. Inaczej może dojść do katastrofy. A ile niewiast jest w dzieciństwie nie pobłogosławionych, a nawet przeklętych przez otoczenie. Ile z nich słyszy w kłótniach rodziców słowa: "ja się o bachora nie prosiłem!" Pewna dziewczynka siedziała tuż obok swojej mamy, kiedy sąsiadka rzuciła uwagę: jakie to ładne dziecko, a tak go pani nie chciała mieć. Mała Małgosia prosiła ojca, by zjechał z nią na zjeżdżalni dla dzieci. Kiedy zjechali, tata skręcił sobie nogę. Powiedział wtedy dziecku: przez ciebie zawsze dzieje się zło. Inny ojciec zafundował  córce na szesnaste urodziny takie życzenia: jak będziesz taka gruba i pryszczata to nikt cię nie będzie chciał wziąć za żonę. Szatan cały czas wie, jak zniszczyć kobiety. Trzeba w dzieciństwie, w młodości napełnić je poczuciem winy i wstydu. Potem już nie uwierzą, że ktoś je naprawdę pokocha. Zgodzą się na przedmałżeński sex, na każde kłamstwo mężczyzn, ale także i feministek, byle na chwilę zapomnieć o tym, że nie są piękne w swej mądrości, stylu bycia, w swojej pracy, w mowie, w swoich reakcjach.

         Co zrobiła Ewa, kiedy przestała wierzyć w swoje piękno? Zaczęła działać i kierować Adamem. Zerwała owoc, skosztowała go i dała do zjedzenia mężczyźnie. Tu już ona dyryguje wszystkim. I tak już będzie zawsze. Kobieta, która przestaje wierzyć w swoje piękno, w to, że zachwyci sobą mężczyznę, sensem swojego życia czyni zewnętrzną aktywność. Zaczyna kierować swoim mężem. Chce mieć wszystko pod kontrolą. I stąd setki i tysiące napomnień i nakazów: jak jedziesz, nie pij tyle, jak siedzisz, wracaj wcześniej, popatrz jacy inni mężczyźni są zaradni. Kiedy kobieta zaczyna robić remonty domu, kiedy bierze się za wychowanie synów, to często mężczyzna chętnie ustępuje pola. Mówi: a działaj, działaj, a ja się idę położyć. W wielu domach mężczyzna siedzi przed telewizorem i jest swojej żonie posłuszny jak dziecko, albo pyskuje jak dziecko, uznając w obu przypadkach, że oddał jej władzę nad sobą. A jak było w Nazarecie? Maryja była Niepokalanie poczęta, św. Józef nie. Ona rozmawiała z aniołem, on nie. Ona wiedziała skąd to Dziecko i kim będzie, a Józef nie. Maryja w wielu aspektach przerastała swego męża i aż się prosiło, żeby wzięła sprawy w swoje ręce. Żeby posadziła Józefa i zaczęła mu wyjaśniać i nim kierować. Tym bardziej, że groziło jej oskarżenie o cudzołóstwo i w konsekwencji śmierć. Jej i Jej Dziecka. Ale ona tego nie zrobiła. Dlaczego? Bo wierzyła w swoje piękno. Józef widział, że jego narzeczona spodziewa się dziecka. Wiedział, że to nie jego potomek. Logiczny wniosek był jeden: ona zgrzeszyła. Tylko jedno mu się nie zgadzało: że ona jest cały czas piękna. Że bije z niej pokój, a nawet radość. A tego grzesznicy nie mają. I Józef nie mógł jej oskarżyć i skrzywdzić. Był gotów poświęcić swoje imię, swoją reputację, byle tylko ją uchronić od śmierci. Tego nie zrobił Adam. Kiedy szatan odbierał Ewie Boże życie, Adam stał obok i nie zareagował. Nie ochronił swojej kobiety. Pamiętam wspomnienie pewnego pana, który zmusił żonę do grzesznych zachowań we współżyciu. Rano miał z tego powodu wyrzuty sumienia, więc poszedł do spowiedzi. I doznał sporego wstrząsu, kiedy zobaczył, jak przy konfesjonale spowiada się jego zapłakana żona. Przysiągł sobie wtedy, że już nigdy nie odda jej w ręce diabła. Oby na taki pomysł wpadli ci, którzy zmuszają żony do stosowania antykoncepcji, do zabiegu aborcji, do wyuzdanego seksu. Przecież mieli być ochroniarzami swoich żon, a nie przez swoje zachcianki wprowadzać w ich serca potworny ból wyrzutów sumienia i pogardy dla swojej kobiecości.

         Po popełnieniu grzechu Adam i Ewa zaczęli wzajemnie się oskarżać: To Ewa zerwała owoc i mi dała - mówił Adam. To ona jest winna. Ewa ripostowała: to wąż mnie zwiódł. Ludzie niedojrzali nie potrafią przyznać się do błędów. Jak dzieci w piaskownicy wskazują na siebie palcami i mówią: to on, to ona, to nie ja. Gdy ktoś przychodzi do mnie porozmawiać o swoich problemach małżeńskich, to w 90% całą winę zwala na małżonka. Przeczytałem kiedyś opinię, że nie ma takiej podłości, do której mężczyzna nie potrafiłby dorobić świętej ideologii. Ale myślę, że kobiety też mają na tym polu nie małe osiągnięcia.  

W rodzinie nazaretańskiej także było wiele okazji do wzajemnych oskarżeń. Józef mógł oskarżyć Maryję o zdradę, o grzech. Maryja mogła oskarżyć Józefa, że musi rodzić w stajni w tak urągających warunkach. Niejedna żona na wieść, że mężowi przyśnił się anioł i nakazał z niemowlakiem uciekać do Egiptu, popukałaby się w głowę. A Maryja pozwoliła, by Józef wziął ją i Dziecię i wyruszył w obce strony. Ona ciągle widziała jego mądrość i duchową moc. A skąd on to miał? Rozmawiał z Bogiem. Jedną z najstraszniejszych rzeczy, jaka dokonała się w otaczającym nas świecie jest to, że milionom panów udało się wmówić, że prawdziwy mężczyzna to za bardzo pobożny nie jest i do Kościoła zachowuje zdrowy dystans. I panowie to kupili. Religię zostawili w rękach kobiet i dzieci a dziś sami padają duchowo.

Proszę popatrzeć na jeszcze jedno symetryczne przeciwieństwo w historii Adama i Ewy i Rodziny nazaretańskiej. Jak mówi księga Rodzaju po grzechu nasi prarodzice schowali się w drzewach ogrodu. Las często bywa symbolem zagubienia. Adam siedzi tam ze swoją panią i nie ma żadnego pomysłu, jak wyprowadzić ją z tej sytuacji. Natomiast Józef, gdy Święta Rodzina znalazła się w niebezpieczeństwie, wziął żonę i Dziecko i uciekł w nocy do Egiptu. Jak on to zrobił?! Nie byli przecież przygotowani na taką podróż. Nie zabrali potrzebnych rzeczy. A jednak ten Boży mąż to potrafił. I osiedlili się w dalekim, nieznanym kraju. Dziś dzieje się często tak, że gdy cała rodzina jest w lesie kłótni, sporów i waśni, to mężczyzna ma jeden pomysł: jadę na ryby. Albo: rozwodzę się. Ale chyba najczęściej zostawia żonę i dzieci samych na całe dnie, wraca do domu późno, zmęczony i rozdrażniony, a wszystko po to, by pracować, pracować i pracować. "Bo muszę dużo zarobić na potrzeby rodziny." I to jest wersja oficjalna, bo tak naprawdę ta praca, a raczej jej nadmiar, to jest właśnie ten las, do którego niejeden pan uciekł, nie mając pojęcia, jak być dobrym mężem i ojcem. Pytałem wielu studentów: ile razy twój ojciec porozmawiał z tobą o życiu, o kobietach, o rodzinie. Tym razem chyba w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach słyszałem odpowiedź - nigdy. "Mój ojciec był w domu, albo nieobecny, albo zmęczony, albo rozdrażniony" - powiedział mi pewien młody mężczyzna. Św. Józef miał tylko osiołka, o którym ks. Twardowski napisał, że ten sympatyczny zwierzak wykiwał całą armię Heroda. I z tym skromnym dobytkiem Józef ocalił swoją rodzinę. Wyprowadził ją z lasu intryg złych ludzi.

W dzisiejsze święto Świętej Rodziny warto, by małżonkowie zapytali samych siebie czy bliżej im do związku Adama i Ewy czy do małżeńskiej miłości Maryi i Józefa. Myślę, że wiele małżeństw zmaga się gdzieś pomiędzy tymi dwoma światami. Oby przyjrzeli się pilnie domowi w Nazarecie. Był on tak piękny, bo żyła w nim kobieta, której źródłem piękności był Bóg. Żył w nim mężczyzna, który mało mówił, ale był dzielny i duchowo mocny. I żył w nim zachwycony swoimi rodzicami Jezus. Był On posłusznym dzieckiem, choć we wszystkim przerastał Maryję i Józefa. Pamiętajcie o tym drodzy rodzice, dzieci: trzeba ciągle wracać do swoich kobiecych, męskich i dziecięcych serc. Nie wolno zamieniać się miejscami. Trzeba wracać do Boga. Nie do ckliwej pobożności, ale do żywego Boga - źródła męstwa i piękna. Bo jeśli w rodzinie Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu.