ks. Wiesław Kądziela. Święto Chrztu Pańskiego.
„ Bóg przemówił do nas przez Syna”
Za nami już radosne przeżycia Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Trzech Króli, podczas których żywiej bije serce. W tym czasie wracał do nas często tekst pierwszych zdań listu do Hebrajczyków:
„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna”. Dziwne jest to wielokrotnie okazywane przez wieki
i na różne sposoby podejmowane zatroskanie i zabieganie Boga o człowieka. Dlatego „popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec” / 1J 3,1/. „Tajemnica ta ukryta od wieków i pokoleń, została teraz objawiona …
Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały” /por. Kol 1, 26 n/.
Dziś, w święto Chrztu Chrystusa w Jordanie, ten głos Ojca jest najbardziej wyrazisty i mocny: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” /Mk 1, 11/. W ostatecznych dniach Ojciec mówi do nas swoje ostatnie słowo, bo innego już dla świata nie będzie. Jest nim Chrystus pośród nas. Dlatego została w nas i ciągle żyje w nas ta prawda, że Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami, a my oglądamy Jego chwałę. Oglądamy, choć Boga nikt nigdy nie widział. A my z łaski Boga widzieliśmy – z Maryją i Józefem – Niemowlę leżące w żłobie, pasterzy oddających pokłon nowonarodzonemu, kłaniających się Mędrców ze Wschodu i szalejącego Heroda, drżącego o swój stołek. Widzieliśmy i wciąż widzimy oczyma wiary, że Ten, który przyszedł, nie może być tylko dodatkiem do życia, efektownym ozdobnikiem, po który człowiek sięga tylko od przypadku do przypadku. Doświadczamy po raz kolejny pośród bożonarodzeniowych radości, że Bóg się objawia nam po to, by bez reszty wypełnić nasze życie.
Zawsze wzrusza mszalna prefacja z okresu Bożego Narodzenia, która prostymi słowami ujmuje prawdę odwieczną: „Albowiem przez tajemnicę wcielonego Słowa zajaśniał oczom naszej duszy nowy blask Twojej światłości, abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”. Dać się porwać, unieść, poddać Duchowi Świętemu, choć nuży nas coraz trudniejsze życie, męczą ludzie i ciśnie ku ziemi grzech. Dać się porwać, bo rodzący się wciąż w nas Chrystus „udzielił nam na nowo światła swojej nieśmiertelności” /pref. o Objawieniu/, czyli uzdolnił
do pojmowania spraw, po ludzku sądząc, niepojętych.
Takie wspaniałe treści stały się nam bliższe w to kolejne Boże Narodzenie. Nieśmiertelny i Mocny Bóg rodząc się jako słabe Dziecko czeka na miłość i tę miłość w nas, skamieniałych, wyzwala ! Dajmy się Mu porwać w całości, nie chowając niczego dla siebie, a wszystko w Bogu znajdując. Oby takie niepodzielone serce umieć przynieść Temu, który w swoim Synu powiedział nam wszystko. Pójdźmy za myślą dzisiejszych czytań, aby zrozumieć, że Bóg przemówił do nas przez Syna. Prorok Izajasz na kilka wieków przed Chrystusem mówi o Słudze Pańskim prezentującym niepopularne wartości jakimi są: cichość, pokora, łagodność. Te cechy, choć wzgardzone przez świat przeciwny Bogu, w Jezusie Chrystusie znalazły swój najdoskonalszy wyraz. One też przyniosły nadzwyczajne owoce, choćby te, o których mówi prorok:prawo dla narodów, przymierze dla ludzi, wolność dla uwięzionych, światłość dla pogrążonych w mrokach /Iz 42, 6-7/. Nie zliczymy dobra, które cichy i pokorny Chrystus wyzwala w ludziach zawierających z Nim swoje układy, oparte o tę cudowną wymianę: „wszystko za wszystko”. Ten, który „nie będzie wołał, ni podnosił głosu, nie da słyszeć swego krzyku na dworze” /Iz 42,2/, będzie do końca świata inspirował serca i umysły ludzi do cichego dobra, które nie lęka się żadnej przeciwności.
Takiego Chrystusa głosi nam również apostoł Piotr w czytanym dziś fragmencie Dziejów Apostolskich. Podał najbardziej zwięzłą charakterystykę działalności Jezusa: „Przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod wodzą diabła, dlatego, że Bóg był z Nim / Dz 10, 38/. A my, czytając te słowa dziś, dwa tysiące lat od przyjścia Chrystusa, mamy na myśli tych wszystkich szaleńców „porwanych do umiłowania rzeczy niewidzialnych” , którzy ze względu na Chrystusa nie ulękli się prześladowań, cierpień, więzienia, a nawet śmierci – dlatego tylko, że był z nimi w tych wszystkich doświadczeniach Ten, który uzdalnia serce człowieka do wszelkich poświęceń i czynienia dobra.
Jakże ta świadomość, po której stronie jest moc i zwycięstwo, potrzebna jest człowiekowi wtedy, gdy staje naprzeciw niego mały Herod
czy też wielki Cezar. Im bardziej jest on chytry i po diabelsku przebiegły, tym bardziej potrzebna jest większa świadomość, o jaką stawkę chodzi. Chodzi tu oczywiście o pełną władzę nad człowiekiem. Nad jego umysłem, wolą, sumieniem, sercem, nad każdym jego krokiem. Chrześcijanin, człowiek w pełni oddany Chrystusowi, powinien zdawać sobie z tego sprawę w każdym miejscu i czasie, w każdym systemie czy układzie sił. Byśmy nie dali się zwieść temu, który mami nas rozmaitymi mirażami, co papież nazwał ostatnio „błyszczącymi fasadami obecnego czasu” /patrz kazanie Benedykta XVI podczas Pasterki 2011/.
Patrzmy na proroka, którego dziś pokazuje nam Ewangelia. To Jan Chrzciciel, który z całą bezwzględnością głosił przyjście Chrystusa, wzywając po pokuty i poprawy życia. Wiemy dziś aż nadto dobrze, że taka forma ascezy jest obca współczesnym oczekiwaniom „wyzwolonego” człowieka. Obecnie wyczekiwanym byłby taki prorok, który od nikogo nie będzie wymagał, nikogo swoim nauczaniem nie powala na ziemię, nikomu nic nie zarzuca. Ludzie, którzy mają wpływ na mass media wytworzyli takie oczekiwania. Nawet chrześcijaństwo, w ich mniemaniu, ma człowieka zabawiać, a nie wymagać od ludzi. „Wielokrotnie i różne sposoby” szuka się okazji, aby odwieść człowieka od jakiejkolwiek zależności od Boga, od przykazań, od Kościoła. Współczesny prorok ma być „trendy”, ma się zgadzać z wizjami tych, którzy kreują siebie na wielkich przywódców i oczekują proroków „politycznie poprawnych”, czyli całkowicie podporządkowanych.
Wracajmy nad Jordan w sensie dosłownym i przenośnym. Pośród nas stanął Chrystus. Widzimy Go w kolejce z grzesznikami, oczekującymi w Jordanie chrztu z rąk Jana. Przyjął chrzest jak każdy grzesznik, choć grzech był Mu obcy. Był do nas we wszystkim podobny z wyjątkiem grzechu. Ale w wodach Jordanu solidaryzuje się z wszystkimi grzesznikami i przyjmuje obmycie od Jana. On c a ł y należał do Ojca i dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Wchodzi, jak w brudne wody Jordanu, w ludzką niedolę, grzech i rozdarcie, by wszystko uczynić nowym. W jakimś sensie więc te słowa, które słyszy nad sobą: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”, odnoszą się do nas, do każdego grzesznika na ziemi. Bóg w Chrystusie, swoim umiłowanym Synu, pochyla się nad człowiekiem i jego wielką nędzą. A my uczymy się w Chrystusie poprzez Kościół święty, że chrzest jest szczególną godziną ł a s k i i k r z y ż a. Chrystus potem o godzinie swojej męki powie: „Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” / Łk 12, 50 /. Chrzest gładzi grzech, a krzyż wprowadza w tajemnicę miłości Ojca.
W większości byliśmy ochrzczeni jako niemowlęta. Może warto dziś przypomnieć sobie pytania, na jakie w naszym imieniu przed chrztem odpowiadali rodzice chrzestni:
Czy wyrzekasz się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych .
Czy wyrzekasz się wszystkiego, co prowadzi do zła,
aby cię grzech nie opanował ?
Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu ?
W y r z e k a m s i ę !
I czy wierzysz Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi ?
I w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego …?
I w Ducha Świętego … święty Kościół powszechny …?
Wierzę, wierzę, wierzę !
Słowa wypowiedziane kiedyś niech się staną zobowiązaniem na dziś i jutro.Niech z tych przyrzeczeń chrzcielnych rodzi się nasza postawa człowieka wiernego Bogu całkowicie, nie na trochę, lecz na zawsze.
Na koniec zwracam się do chorych.
Dziś do waszego Jordanu schodzi Chrystus, jeżeli nie po to, by natychmiast leczyć i sprawić cud uzdrowienia, to głównie po to, by powiedzieć w jakiś szczególnie ciepły, intymny sposób: Tyś moim dzieckiem umiłowanym, w tobie mam upodobanie. Choroba i cierpienie są trudnym sprawdzianem wiary, nadziei i miłości. Ale gdy w takim doświadczeniu dasz się Bogu porwać do umiłowania rzeczy niewidzialnych, będziesz wówczas szczęśliwy, że w twoim ciele, jak mówi apostoł: „dopełniasz braki udręk Chrystusa dla zbudowania Jego Ciała, jakim jest Kościół” / Kol 1, 24 /. Daj się Bogu porwać w całości ! I umiej prosić za tych, których porwał nurt życia, za tych, którzy w walce o całego człowieka utracili to, co najważniejsze. Ocalicie modlitwą wiele ludzkich serc. Polecamy się Waszym modlitwom.
Amen.