Msza Św. 16.12.2012

Ks. Józef Jachimczak CM. III Niedziela Adwentu

 

Pan jest blisko

Jest tak blisko, jak blisko każdego z nas jest drugi człowiek. Tak jakoś w życiu bywa, że wszystkie sprawy dotyczące człowieka i Boga dokonują się i zamykają  w relacji: człowiek – człowiek. Nie należy szukać człowieka w wyimaginowanym świecie.  On jest we mnie i w drugim człowieku.

Kiedyś Jana Chrzciciela pytali ludzie  nad Jordanem: „Cóż więc mamy czynić?”. A on, który zapowiadał Obiecanego, pouczał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Mówił do celników i do żołnierzy; „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie. Tak po ludzku i zwyczajnie mają się ludzie przygotować na przyjście Pana, poprzez  posługę i zadania drugiego człowieka.  Tak głosił nad Jordanem.

Gdyby dzisiaj żył w naszym kraju, tu nad Wisłą na pewno nie stanąłby po stronie wszechobecnego relatywizmu  moralnego; nie stanąłby po stronie tak zwanej „poprawności politycznej”. Przeciwnie znów stanąłby w obronie Bożej sprawy, przeciw fałszywej wolności, demokracji bez wartości, przeciw krzywdzie ludzi pracy, w obronie katechizacji, krzyża, tradycji narodu ochrzczonego.

Czy w naszym dzisiejszym życiu wołanie Jana Chrzciciela może przebrzmieć bez echa? A może właśnie należałoby się  wsłuchać w jego napomnienia, aby:

- kręte ścieżki po znajomości były wyprostowane,

- wyboiste dogi bezskutecznego chodzenia po urzędach zostały skrócone,

- aby chorzy wyczekujący na przyjęcie w szpitalach byli właściwie  i  godnie przyjęci,

- aby wyniosłe góry ludzi uprzywilejowanych ze względu na jakąkolwiek przynależność partyjną, zostały wyrównane,

- aby doliny ludzi prześladowanych, pogardzanych i skrzywdzonych, były wypełnione sprawiedliwością,

         Jan Chrzciciel – jako prorok w imię prawdy miał odwagę upomnieć się o zachowanie prawa i gdy trzeba było, upomniał Heroda: „Nie godzi ci się brać małżonki brata swego”. Żyć w związku cudzołożnym. Miał odwagę upomnieć ludzi władzy, bowiem ludzie  sprawujący władzę są postawieni na świeczniku i z punktu widzenia praktycznego stanowią  normę postępowania. Upominanie ludzi sprawujących władzę wymaga wielkiej odwagi. Upominanie to kończy się źle dla upominających. Tak było z Janem Chrzcicielem, biskupem Stanisławem, Tomaszem More i ks. Jerzym Popiełuszką. Usta, które miały odwagę głosić prawdę nie zostały zamknięte milczeniem kompromisu, ale krzyczą do dziś, bo taka jest potęga głosu prawdy, głosu o poszanowanie wartości moralnych.

Głos: „Przygotujcie drogę Panu” , przebija się przez gwar współczesnego świata  i trzeba dobrze się wsłuchać w ewangeliczne przesłanie Jana Chrzciciela, szczególnie tam, gdzie panuje dużo różnych niepokojów, wiele niespełnionych nadziei, zmęczenie, apatia, gdzie ludzie podzieleni są czasem aż do nienawiści. Już brakuje cierpliwości, by słuchać innych i do pasji doprowadzają nas różne skrajne kontrowersyjne opinie na temat Kościoła i naszej wiary.

Rola Jana była niezwykle ważna, bo on otwierał ludzi na Chrystusa. Mówił ostro, bo chciał, aby ludzie przyjęli Jezusa i skorzystali z Jego łaski. Nie chodziło mu o straszenie czy poniżanie ludzi, ale o otwarcie ich sumień, aby dzięki Jezusowi mogli się stać nowymi ludźmi.

Jan Chrzciciel stał po stronie ludu. Bo jeśli prorok,  biskup, kapłan nie stanie w obronie ludzi, to będzie wygwizdany.  I to nie jest „mowa nienawiści”.

         Rażą nas dzisiaj mocne słowa wypowiadane w kościele, choć w życiu codziennym: w rodzinie, w szkole, w pracy, w sztuce, w polityce nasz język staje się coraz bardziej dosadny, obraźliwy i wulgarny. W kościele jednak chcielibyśmy słyszeć same słowa przyjemne, pochlebne, łagodne, bo Ewangelia jest przecież słowem przebaczenia, miłości i zbawienia. Poza tym mamy głębsze poczucie godności każdego człowieka, której nie można w żaden sposób poniżać. Dlatego nie pozwalamy, by nazywano nas kłamcami, gdy kłamiemy, złodziejami, gdy kradniemy, leniami, gdy się obijamy, cudzołożnikami, gdy zdradzamy. Aby nie naruszać naszej godności, używamy eufemizmów: mijamy się z prawdą, korzystamy z cudzej rzeczy, pracujemy mniej wydajnie, doświadczamy nowej miłości. Zapominamy, że nasza godność jest plamiona wtedy, gdy kłamiemy, a nie wtedy, gdy określają nas jako kłamców.

Nazwanie rzeczy po imieniu, zgodnie z prawdą, i przyjęcie tego osądu jest pierwszym krokiem do odzyskania naszej godności, pierwszym krokiem nawrócenia. Zobaczenie siebie w prawdzie, świadomość własnej głupoty i niemocy otwiera nas na łaskę Chrystusa, dzięki której możemy przezwyciężyć zło i stawać się doskonałymi. Niekiedy potrzebne jest mocne słowo, żeby trafić do kogoś, kto nie chce widzieć się w prawdzie i uważa się za sprawiedliwego jak faryzeusz. Nie można się na takie słowo obruszać, bo jego celem nie jest upokorzenie człowieka, ale podźwignięcie i otwarcie go na uzdrawiające działanie Chrystusa. Ostre i zdecydowane słowo ma prawo powiedzieć ojciec, matka swojemu dziecku, gdy źle postepuje.

Nie lubię mówienia hasłowego. Ale pamiętam jak kazano mi w stanie wojennym po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki wykreślić z mojej homilii radiowej  słowa z Pisma św.: „Nie bójcie się tych którzy zabijają ciało, ale bójcie się tych którzy mogą zabić duszę”. Kazano mi te słowa wykreślić, na co się nie zgodziłem. Zbyt długo żyję na tym świecie, aby nie zauważyć, jak chce się ocenzurować słowa i zamknąć  usta, aby nie mówiły prawdy. A ponieważ wszyscy mamy tendencję do usprawiedliwiania i idealizowania siebie, boimy się przejrzeć w zwierciadle prawdy, potrzebny jest czasem ostry głos Jana Chrzciciela.

 Rozbrzmiewa on w Kościele i musi dalej rozbrzmiewać, aby budzić nas z duchowej drzemki, wyciągać z wydumanej wieży własnej doskonałości i stawiać przed Jezusem, który uzdrowi nasze serca i zamieni pustynie naszego życia w kwitnące ogrody.

W Adwencie śpiewamy „Spuście nam na ziemskie niwy” – ta pieśń jest  ochłodą dla  naszej duszy .

A może inaczej. Może Jan Chrzciciel  dzisiaj na Wisłą dostrzegłby jeszcze wiele pokładów dobra w polskim narodzie. Tych, którzy w roratnim pokłonie i  z zapalonymi świecami wychodzą na spotkanie Pana.  Może powtarzałby za poetą: „ Jeszcze zostało wiele Polaków, co są piękni” . Widziałby wielu ludzi wierzących, którzy mówią „nie” złu i w Roku Wiary mają mocne  przeświadczenie, że droga bez Chrystusa, Bożych Przykazań, prowadzi donikąd. Dostrzegłby wielu ludzi, którzy każdego dnia bronią tego dobra, które w nas jeszcze pozostało, a przede wszystkim bronią naszej wiary, nie tej nadętej i urzędowej… ale tej, która jest po prostu spotkaniem w ciemności,  by odnaleźć  w sobie tę jedyną prawdziwą wiarę.

         Adwent uczy nas słuchania i otwarcia się na drugiego człowieka. Jeśli nie potrafimy usłyszeć człowieka, nie usłyszymy Boga.

         Jan Chrzciciel wzywał do nawrócenia. Aby nawracać drugiego człowieka, trzeba mieć wielki autorytet. Człowiek bez autorytetu niewiele zdziała. Zauważmy Jan Chrzciciel – skromnie odziany, wychudły, żywi się skromnie, szaleniec Boży. On z całą pokorą wzywał, że „Wielki dopiero nadchodzi”. Podkreślał swoją  małość wobec Syna Bożego.

Jan zaprasza nas do świętego oczyszczenia na przyjście  Bożej Dzieciny, byśmy byli przezroczystymi, by przez nas widoczny był Pan, dobry i miłujący wszystkich, sprawiedliwy i przebaczający. Mając taki autorytet mógł wzywać do nawrócenia: aby dzielić się  z potrzebującymi i przygotować się na przyjście Pana: Maranatha!

         Istnieje jednak niebezpieczeństwo dla naszej wiary, że w atmosferze przed bożonarodzeniowego oczekiwania możemy przesłonić Tego,  na którego czekamy. Można przysłonić Pana  Jezusa, gdy ludziom braknie pokory i nie są zdolni jak Jan Chrzciciel wskazać na Chrystusa jako Baranka Bożego, który przyszedł, aby zgładzić grzechy świata. Niestety, ale bez pokory dostrzeżemy szybko tych, co sami położyliby się żłobie, żeby ich było lepiej widać. Ci ludzie nie są w stanie „ rozwiązać rzemyków u Jezusowych sandałów”. Czy tych ludzi stać na oczyszczającą kąpiel w wodach Jordanu, na wsłuchanie się w głos Jana wołającego na pustyni?

         Dzisiaj zachęciłby nas pewnie Jan znad Jordanu, byśmy odszukali zapomniane adresy ludzi i do nich napisali tak, aby ze świętami przyszła dobroć do wszystkich zapomnianych z opłatkiem w ręku.

         Za kilka dni Boże Narodzenie. To coś wiecej jak choinka, podarki i biesiada.

Boże Narodzenie jest spotkaniem człowieka z Bogiem. On jest podstawą prawdziwej i niezniszcalnej radości. A zatem: Gaudete – radujmy się. Pan jest blisko! Amen!