Ks. Wojciech Bartoszek. XIII Niedziela Zwykła.
Drodzy Siostry i Bracia, Chorzy, Samotni, Więźniowie. Drodzy Radiosłuchacze. Czcigodni Członkowie Wspólnoty Apostolstwa Chorych
Początek wakacji jest okresem, kiedy część z nas rozpoczyna urlop – wymarzony i zasłużony czas odpoczynku od pracy. Nie wszyscy jednak będą mogli z niego skorzystać. Chorzy pozostaną w swoich mieszkaniach, w szpitalach, w domach pomocy społecznej. Na początku homilii chciałbym ich jeszcze raz serdecznie pozdrowić i zapewnić o modlitewnej pamięci.
Drodzy Siostry i Bracia. Drodzy Chorzy
Nie jest proste odkrycie chrześcijańskiego powołania do ofiarowania cierpienia, do przezwyciężenia cierpienia miłością. Najczęściej boli nie tyle sama choroba, co samotność, cierpienie psychiczne. Wówczas jesteśmy szczególnie spragnieni miłości…
Podejmując temat ofiarowania cierpienia, chciałbym przywołać słowa, które przed laty wypowiedział umierający na białaczkę kard. Veuillot: „Potrafimy mówić piękne zdania na temat cierpienia. Ja również z gorliwością o nim mówiłem.” Następnie przekazał taką radę: „Powiedzcie kapłanom, aby o nim nic nie mówili…”
Inaczej wypowiedział się bł. Jan Paweł II. Po powrocie z kliniki świadczył: „Chciałbym dziś wyrazić przez Maryję wdzięczność za dar cierpienia. (…) Zrozumiałem, że ten dar był potrzebny. Papież musiał znaleźć się w poliklinice Gemellego (…), musiał cierpieć” – mówił o sobie Ojciec święty. „Zrozumiałem (…), że mam wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie przez modlitwę i wieloraką działalność.” W kontekście odbywającego się ówcześnie Roku Rodziny kontynuował: „Właśnie dlatego, że rodzina jest zagrożona, rodzina jest atakowana, także Papież musi być atakowany, musi cierpieć, aby każda rodzina i cały świat ujrzał, że istnieje Ewangelia – rzec można – ‘wyższa’: Ewangelia cierpienia, którą trzeba głosić.”
Ośmieleni zachętą, czy wręcz nakazem Naszego Wielkiego Rodaka, pochylmy się wspólnie – Siostry i Bracia – nad dzisiejszą Liturgią Słowa. Uczyńmy to w kontekście powołania do apostołowania przez cierpienie. Ono ma korzenie w naszej więzi z Chrystusem zapoczątkowanej na Chrzcie świętym. Z chwilą przyjęcia pierwszego sakramentu weszliśmy na drogę kapłaństwa chrzcielnego – czyli na drogę ofiarowania swojego życia.
Siostry i Bracia
Większość z nas chrzest przyjęła w wieku niemowlęcym. Za nas decydowali wówczas rodzice. Dzisiaj – wpatrując się w wybory dokonywane przez bohaterów Liturgii Słowa – jesteśmy zaproszeni do podjęcia osobistej decyzji większego umiłowania i naśladowania Chrystusa.
Św. Łukasz relacjonuje w Ewangelii: „Gdy dopełniły się dni wzięcia Jezusa [z tego świata], postanowił udać się do Jeruzalem”. Jerozolima – jak wiemy – to miejsce Odkupienia człowieka, miejsce przejścia Chrystusa z tego świata do Domu Ojca. Dla nas Nową Jerozolimą jest Życie Wieczne, do którego wszyscy – razem z Chrystusem – zdążamy.
Jezusowy wybór pójścia do Jerozolimy nie był łatwy. Podobnie jak decyzja pójścia Elizeusza za Eliaszem. Trudności w podjęciu decyzji odsłania dosłowne tłumaczenie przywołanego przed chwilą zdania z Ewangelii: „Gdy dopełniły się dni Jego wzięcia, utwardził swoją twarz, aby pójść do Jeruzalem”. Jak zrozumieć to zdanie? Jezus uczynił twardym swoje oblicze, czyli podjął zdecydowaną, mężną decyzję, dzięki której pokonał opór i lęk. Wiedział bowiem, że odkupienie dokona się przez mękę i śmierć. Pomimo ludzkiego lęku – bliskiego również nam – był posłuszny woli swojego Ojca. Mężnie i zdecydowanie skierował swoje oblicze w stronę Jerozolimy!
W podjęciu tak trudnej decyzji pomogła Mu wewnętrzna jedność z Ojcem. Jezus mógł się wówczas modlić słowami psalmu przywołanego w dzisiejszej Liturgii: On „jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje. Dlatego cieszy się moje serce i dusza raduje, a ciało moje będzie spoczywać bezpiecznie, bo w kraju zmarłych duszy mej nie zostawisz i nie dopuścisz, bym pozostał w grobie.”
Przyjrzyjmy się naszym wewnętrznym reakcjom na doświadczenie cierpienia. „Utwardzenie się” Jezusa w wypełnieniu woli Ojca może być przeciwieństwem zatwardziałości naszego serca, którego przyczyną jest kruchość wiary. Nieraz zdarza się, iż kapelan zachęcając w szpitalu pacjentów do przyjęcia sakramentów świętych, spotyka się z odmową. Słyszy: „jeszcze nie teraz”, albo „dzisiaj nie”. To boli. Przeciwieństwem postawy odmawiających może być wiara 101-letniej członkini Apostolstwa Chorych z Katowic. Po przyjęciu Komunii św. podczas Mszy domowej uwielbiła spontanicznie Boga za Jego obecność oraz wyraziła – można rzec – świętą skargę: „dlaczego tak wielu ludzi nie kocha Boga, kiedy On tak bardzo nas kocha?”. Przypominają się słowa św. Franciszka z Asyżu: „Miłość nie jest kochana”.
Zatwardziałość swojego serca odsłaniają apostołowie Jakub i Jan. Trudno im zrozumieć nauczanie Mistrza, który „umiłował do końca” wszystkich, także nieprzyjaznych Mu Samarytan. Ich bunt i agresja są przeciwieństwem postawy Mistrza… Jezus skarcił ich, podobnie jak wcześniej karcił Piotra napominającego Go, iż „cierpienie nie przyjdzie na Niego”. Zarówno Piotra, jak i „synów gromu” – jak się zwykło określać Jakuba i Jana – Jezus dalej formował, zmieniał ich serca. Z czasem uczynił ich tak łagodnymi, iż jeden z nich pod koniec swojego życia pisał w liście: „miłujcie się synaczkowie”.
Być może przed nami również droga do pogłębionej formacji serca. Chciałbym przywołać postać pewnej chorej kobiety, która przeszła właśnie taką wewnętrzną ewolucję. Była kiedyś lekarzem. Poważnie zachorowała. Mówiła, iż wcześniej sumiennie opiekowała się chorymi. Często uczestniczyła we Mszy świętej. Cierpiąc, straciła jednak sens swojego życia. Czuła się bezużyteczna, całkowicie zależna od drugiego człowieka. Nie potrafiła zaakceptować takiej sytuacji. Prosiła Boga o śmierć. Wydarzenie to miało miejsce we Francji.
Przyszedł do niej diakon – stojący u początków wspólnoty chorych zrzeszonych w tzw. Niewidzialnym Klasztorze Jana Pawła II – i zaproponował jej pomoc. Odwiedzał ją. Odwołując się do jej wiary, poprosił, aby złączyła się duchowo z cierpiącym Chrystusem. Aby tak jak On, ofiarowała się całkowicie Bogu. „Zaproponowałem jej – mówił – aby stała się kroplą wody zmieszanej z winem w kielichu, który podczas Konsekracji staje się Krwią Chrystusa”.
Okazało się, iż słowa te oraz towarzyszenie diakona były przełomowe w jej podejściu do cierpienia. Dwie wizyty później dzieliła się swoim odkryciem: „Kiedyś byłam lekarzem, aby leczyć ciała chorych. Dzisiaj Pan pozwolił mi stać się lekarzem dusz. Dokonałam tego w jedności z Nim samym, który jest we mnie ukrzyżowany.”
Aby przezwyciężyć cierpienie miłością, nie marnować go i ofiarować je za innych konieczne było w jej życiu otwarcie się na uzdrawiającą moc Chrystusa Ukrzyżowanego oraz zjednoczenie się z Nim. Ważna była także pomoc duszpasterza, który ją poprowadził do tego otwarcia się.
Siostry i Bracia
Całkowite ofiarowanie się Bogu i Kościołowi jest wymagającą drogą ucznia Chrystusa. Przypomnijmy jeszcze raz słowa bł. Jana Pawła II z początku homilii: „istnieje Ewangelia – rzec można – ‘wyższa’: Ewangelia cierpienia”, do której realizowania zachęceni są nie tylko chorzy. Ona zakłada wolność od własnego poczucia bezpieczeństwa, od własnych wizji życiowych i od więzi emocjonalnych, które nie pozwalają pójść za Jezusem w sposób bardziej zdecydowany. Te trzy elementy większego naśladowania Chrystusa w Jego miłości ofiarowania się przedstawiają trzy przypowieści przywołane przez św. Łukasza, stanowiące swoisty test na ucznia.
To właśnie chorzy często naśladują Jezusa w ubóstwie, uniżeniu i pokorze. Chciałbym im za to serdecznie podziękować. Zwłaszcza tym, którzy odpowiedzieli na zaproszenie – wyrażone tutaj w pierwszą Niedzielę Wielkiego Postu – do objęcia duchową opieką: modlitwą i ofiarą cierpienia, misjonarzy oraz neoprezbiterów z trzech diecezji w Polsce. 75 chorych dokonało świadomego wyboru wejścia na drogę Apostolstwa Chorych, czyli większej miłości, ofiarowania swojego cierpienia za misjonarzy i kapłanów. Doświadczył tego kiedyś św. Paweł. Pisał w Liście do Kolosan: „raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”.
Zapraszam kolejnych chorych do takiej drogi budowania wewnętrznej jedności z Chrystusem i ofiarowania swojego cierpienia za Kościół, zwłaszcza za kapłanów lub też – jak mówił o tym przed laty bł. Jan Paweł II – za rodziny. Zapraszam także tych, którzy mogą przyjechać na Ogólnopolską Pielgrzymkę osób chorych, niepełnosprawnych i starszych wiekiem, na Jasną Górę w najbliższą sobotę, 6 lipca we wspomnienie Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. Amen.