Msza Św. 25.08.2013

Ks. Tadeusz Huk. XXI Niedziela zwykła.

 

Drodzy  Siostry i Bracia zgromadzenia w tej świątyni i łączący się z nami przez radio, zwłaszcza chorzy, samotni, uwięzieni.

Słuchając dzisiejszych czytań  można było odnieść wrażenie, że jest w nich zawarta pewna sprzeczność. Z jednej strony jest mowa o powszechnym dostępie do zbawienia a  z drugiej o tym, że Jezus ukazuje drogę, która pełna jest wymagań nie łatwych do spełnienia przez każdego. A przecież w popularnym odczuciu, to co jest powszechnie dostępne powinno być też łatwe w osiągnięciu. Co więc mamy o tym myśleć?

Może nam trochę zrozumienie tego przybliżyć sprawa dostępności do wykształcenia i do jego jakości. Raczej wszyscy się zgadzamy z tym, że szanse w zdobywaniu wiedzy każdy człowiek powinien mieć mniej więcej takie same. Nie powinny o tym decydować ani płeć, ani kolor skóry, ani narodowość, ani poglądy, ani status majątkowy. Ale to wcale nie znaczy, że szkoła ma nie stawiać wymagań, powszechność nie musi oznaczać byle jakości. I taki jest wydźwięk dzisiaj czytanych słów proroka, apostoła i na koniec samego Jezusa.

Jezus odkupił każdego człowieka. Nie było, nie ma i nie będzie człowieka, za którego Jezus by nie oddał życia. Tak samo oddał swoje życie za świętego Maksymiliana jak i za kapo, który mu zrobił zastrzyk z fenolu. Tak samo za błogosławionego księdza Jerzego jak i za tych, którzy go zamordowali. Bóg nie ma względu na osoby, każdy z nas jest dla Niego jednakowo cenny. Każdego z nas powołał do życia w swoim przedwiecznym zamyśle. Każdemu wyznaczył cel i sens. I na każdego z nas czeka, każdy z nas jest Jego upragnionym dzieckiem. Powiedział, że wszystko co mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego kto do Mnie przychodzi , precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem, aby pełnić wole Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym ze wszystkiego co mi dał niczego nie stracił…” (J6, 37 – 40). Takie jest Boże pragnienie zapisane w sercu każdego człowieka od chwili stworzenia. Ta wola zbawienia wszystkich została potwierdzona na Krzyżu Zbawiciela. My natomiast uwikłani w nasze sympatie i antypatie  czasem nie potrafimy tego pojąć. W zderzeniu z potwornością zła jakiego może dokonać człowiek, mówimy, że nie wyobrażamy sobie abyśmy mielić dzielić zbawienie z takim łotrem.

Myśląc w kategoriach ludzkiej sprawiedliwości nikt nie jest w stanie objąć myślą całości tego niezwykłego Bożego pragnienia. Jest możliwe jedynie przez modlitwę i kontemplację Bożego miłosierdzia. To jedyny sposób, aby próbować zbliżyć się do rozumienia Bożej miłości, którą On wszystkich po równo nas obdziela. Czasami mniej lub bardziej nieudolnie próbujemy nawet naśladować ten Boży zamysł w naszej codzienności, kiedy mówimy o równym dla wszystkich prawie do wykształcenia, albo do powszechnej dla wszystkich opieki zdrowotnej. To, że różnie nam to wychodzi to inna sprawa, ale mamy tę potrzebę gdzieś wewnątrz nas wpisaną jako dzieci Boga.

Pan Jezus w bardzo twardych słowach dzisiejszej Ewangelii nie pozostawia nam jednak żadnych złudzeń, co do łatwości zbawienia. I nie tylko, że przypomina wysokość postawionej poprzeczki ale podkreśla, że nie będzie miejsca na żadnego kumoterstwo, na żadne powoływanie się na znajomość z Nim samym. Nie pomoże powoływanie się na to, że byłem księdzem, że często uczestniczyłem we Mszy, ile dałem na tacę. Każdy z nas może usłyszeć od Jezusa niezwykle twarde słowa: „Nie wiem skąd jesteś”.

Bóg traktuje nas poważnie jako osoby wolne i odpowiedzialne. Chce, abyśmy odpowiedzieli na jego zaproszenie w sposób świadomy i zdecydowany. Musimy się wysilać i walczyć, tak jak walczy ewangeliczny człowiek, które pragnie zdobyć drogocenną perłę. Możemy sobie wyobrazić cierpienie Boga Ojca, który swojemu dziecku zaplanowanemu od wieków, odkupionemu Krwią własnego Syna miałby powiedzieć: „Nie wiem skąd jesteś” i miałby mu nie otworzyć drzwi Nieba! Czy do tego dojdzie? Nie wiemy. To jest tajemnica Bożego miłosierdzia. On zna wszystkie ludzkie uwarunkowania, On wie, że ludzie sami często nie wiedzą, co robią. On jeden jest najbardziej wewnętrznym świadkiem ludzkiego żalu być może przeżywanego w skrytości serca. On jeden nas zna. On „zna nasze czyny i zamysły” – jak przypomniał prorok Izajasz.

Jezus przypomina, że jedynym kluczem otwierającym drzwi do Jego królestwa, jedynym znakiem rozpoznawczym jest sprawiedliwość człowieka. Co to znaczy być sprawiedliwym? Mamy w historii biblijnej przykład człowieka sprawiedliwego – Józefa. Przybranego ojca Jezusa. W jego przypadku sprawiedliwość wyraziła się poprzez niezwykłą delikatność. Próbował tak rozwiązać sytuację niekorzystną dla siebie i dla jego związku z Maryją, żeby nie narazić na szwank jej dobrej opinii. Jakże mało popularny dziś typ sprawiedliwości. 

Ale spróbujmy wejść w nasze sytuacje. Słuchają tej mszy św. więźniowie. Czy więzień może być człowiekiem sprawiedliwym? Wszyscy znamy odpowiedź Jezusa  na to pytanie wypowiedzianą z wysokości krzyża: Odpowiedź ta brzmi: Tak! Jeszcze dziś ze mną będziesz w raju. Powiedział to do przestępcy, który po prostu uznał swój błąd. Nawet specjalnie się nie kajał, ale uznał ponoszoną karę za sprawiedliwą wobec swoich złych uczynków. Mówimy o nim „dobry łotr”. On okazał się sprawiedliwym i publicznie został kanonizowany przez samego Jezusa, jako pierwszy publicznie uznany święty.  Jezus wypowiedział wobec niego „Santo subito” wskazując nam jednocześnie, co to znaczy być sprawiedliwym. Nie tylko więźniowie, ale każdy z nas wie jak wiele kosztuje przyznanie się do własnej winy. To są właśnie te „ciasne drzwi”, o których mówi Jezus.

Tej mszy św. słuchają chorzy. Czy ciężko chory człowiek może być sprawiedliwy? Zwykła choroba jest dla nas trudnym przeżyciem. Ale choroba  przewlekła, terminalna dla  każdego z nas jest ciężkim doświadczeniem. W drugim czytaniu słyszymy słowa zachęty do wytrwania, aby wszyscy doświadczania różne sposoby nie upadali na duchu. Słyszymy słowa trudne do przyjęcia dla nas wszystkich osłuchanych w nowomowie, która odrzuca sens cierpienia. Tymczasem autor listu do Hebrajczyków przypomina, że Bóg obchodzi się z nami jak z dziećmi i kogo przyjmuje za dziecko tego chłoszcze. Te „otrzęsiny”, jeśli można się tak wyrazić są dla nas na granicy ludzkiej wytrzymałości. Co w świetle tego przypomnienia znaczy być sprawiedliwym, kiedy jest się przykutym do łóżka lub do inwalidzkiego wózka? Przy wszystkich podejmowanych próbach złagodzenia cierpienia drogą medyczną lub psychologiczną zawsze pozostaje zmaganie z tym czego pokonać do końca nie można. Sprawiedliwość oznacza naszą zgodę na to niewinne cierpienie, oznacza zgodę na duchowe złączenie własnego cierpienia z niewinnym cierpieniem Jezusa. To jest ten rodzaj sprawiedliwości, który jest często bohaterstwem. To są właśnie te „ciasne drzwi”, o których mówi Jezus.

Wśród słuchających tej mszy św. są tacy, którzy wypełniają dziś niezbędne obowiązki. Wielu z nas doświadcza dziś braku pracy. Dlatego tyle osób gotowych jest pracować za cenę własnego wypoczynku za cenę wolnego dnia. Jeżeli w tę naszą pracę wkładamy nie tylko chęć dorobienia się, ale przede wszystkim miłość do swoich najbliższych, których rozwój i utrzymanie od nas zależy, to jest to sprawiedliwość. Jeżeli w naszą pracę wkładamy miłość do tych, dla których pracujemy: pielęgniarka do chorych; konduktor i maszynista do pasażerów; policjant do kierowców i pieszych; rolnik do tych, którzy będą korzystać z  owoców jego ciężkiej pracy – to jest to sprawiedliwość. Jezus wypowiedział się w tej sprawie jednoznacznie: przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście. Solidnie wykonywana praca to jest sprawiedliwość – to są te „wąskie drzwi” do królestwa, o których mówi Jezus.

Na zakończenie trzeba nam się jeszcze zatrzymać nad jednym wątkiem tej Ewangelii. Oto nasz Nauczyciel, wypowiada słowa, które mają nas obronić przed myśleniem, że sama przynależność do Kościoła wystarczy by być spokojnym o swoje zbawienie. Otóż sama przynależność do Kościoła nie jest warunkiem zbawienia. Przed Bogiem nikomu się nie uda udawać sprawiedliwego. Jezus przewraca do góry nogami nasze postrzegania świata. Według Niego ci, którzy dla nas są „Pierwsi będą ostatnimi a ostatni pierwszymi.” I dalej mówi, że za stołem w królestwie Bożym siądą ci, którzy przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa. Czyli można tak powiedzieć, ludzie z zewnątrz, nietutejsi. Ten sposób myślenia o świecie i miejscu Kościoła w świecie przypomniał Sobór Watykański. Ten sposób myślenia mniej nam każe patrzeć na liczby członków, na statystyki a więcej na sprawiedliwość.

Jezus przypomina, że poprzeczka jest dla nas ustawiona wysoko. Ale nie po to, żeby nas zniechęcić. Wręcz przeciwnie, Jezus zachęca nas „usiłujcie wejść przez ciasne drzwi”. Nie zniechęcajcie się, próbujcie. Bo królestwo Boże to nie bylejakość, to jest wielka rzecz, o którą trzeba się starać. Nie można do niej podchodzić lekceważąco. To najwyższa wartość dostępna dla człowieka – być razem z Bogiem. Nie lekceważmy tego wezwania i tych wskazań.

Dla nas Polaków, o których można powiedzieć, że na naszych ulicach wciąż jeszcze nauczanie Jezusa jest obecne, jest to wskazówka oczywista. Starajmy się z Nim być, jeść i pić z Nim, ale starajmy się też o wprowadzanie Jego sprawiedliwości w nasze życie. Żyjmy tak, żeby mógł o nas powiedzieć „Znam Was – wchodźcie”.  Miejmy pewność, że On chce te słowa powiedzieć do każdego z nas. Za chwilę skieruje do nas słowa dobrze znane: bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. Pragnie nas karmić swoją miłością, abyśmy mieli wystarczająco dużo siły, by przejść przez ciasne drzwi ewangelicznych wymagań. Oby ta jedność w komunii z Nim i z innymi ludźmi  pozwalała nam czynić nasze życie prawdziwie sprawiedliwym.