Msza Św. 22.09.2013

ks. Wiesław Kądziela. XXV Niedziela zwykła.


           
                              „BEZ GNIEWU  I  SPORU”

Prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością.
Jest to rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga,
który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni
i doszli do poznania prawdy” /
1 Tm 2,1/.
Takie słowa usłyszeliśmy przed chwilą od św. Pawła, który przekazał je
poprzez swego ucznia, Tymoteusza, młodemu Kościołowi.
Dodaje też:
„Chcę, by mężczyźni modlili się na każdym miejscu,
podnosząc ręce czyste bez gniewu i sporu”
/ 1 Tm 2,8/.

Jak echo z dalekiej przeszłości przywołuję tu słowa proroka Izajasza,
który na długo przed Chrystusem zapowiadał   również ciche  i  spokojne
czasy mesjańskie, gdy „dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii;
wilk zamieszka wraz z barankiem; lew jak wół będzie jadał słomę…
i nie będą się więcej szykować do wojny,
naród przeciw narodowi nie podniesie miecza,
bo swoje miecze przekują na pługi, a włócznie na sierpy;
zła czynić nie będą ani zgubnie działać”  /
por. Iz 11, 7 n; 2, 4/.

Tęsknota to, czy rzeczywistość ?
Doświadczenie z codzienności, czy pobożne życzenia ?

Każdy ma prawo do takich pobożnych marzeń, choć życie czasem daleko
od nich odbiega.
Święty Paweł pisząc do Tymoteusza o życiu cichym i spokojnym,
miał za sobą niejedno przykre doświadczenie, które stawało w poprzek
jego zamiarom i oczekiwaniom.
Wspomina o tym w 2-gim Liście do Koryntian wymieniając rozmaite
przykre zdarzenia, jakie spotkały go podczas głoszenia Chrystusa
i Jego nauki pełnej Bożego pokoju.
Mówi o „niebezpieczeństwach od własnego narodu,
niebezpieczeństwach od pogan, od fałszywych braci”
/2 Kor 11, 26/.
Pomimo to ręce tego Apostoła nie układają się w zaciśniętą  pięść odwetu,
lecz są czyste i podnoszą się do Boga bez gniewu i sporu.

Czego więc uczy nas Apostoł zachęcając do prowadzenia życia
w sposób cichy i spokojny ?
Jednego – byśmy nigdy nie stracili z oczu ostatecznego celu naszego życia,
jakim jest nasz Pan, Jezus Chrystus, który „będąc bogaty, dla nas stał się
ubogim, aby nas swoim ubóstwem ubogacić”
/por. 2 Kor 8,9/.
Jak to pogodzić z powszechną tendencją dążenia do choćby
„małej stabilizacji”, czy też wielkich apetytów „rekinów finansjery” ?
Pomimo znanej odpowiedzi, wielu zadaje sobie pytanie – co jest najważniejsze
w codziennym życiu ?

Czy to, żeby kupić nowe mieszkanie, auto, zdać egzamin, zapewnić sobie korzystny awans ?
Na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy kupili sobie mieszkania, zdali egzaminy, awansowali, a mimo to są smutni, bo brak im szczęścia, radości, spokoju.
Albo jeśli ktoś dla zysku staje się aferzystą i planuje sobie,
w myśl tego cośmy słyszeli dziś w pierwszym czytaniu:
„będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów
i plewy pszenicy będziemy sprzedawać”
/ Am 8,6/,
i nawet jeśli się szybko na tym procederze wzbogaci,
czy tak naprawdę będzie szczęśliwy ?

Te oczywiste fakty nie mają jednak żadnego wpływu na zdecydowaną większość, która nadal wierzy w niezachwianą moc pieniądza.
Mamona według wielu zapewni lepsze, wygodniejsze i szczęśliwsze życie,
jeśli nie wieczne, to ze wszech miar udane.
Mamona, myślą niektórzy, zapewni szczęście rodzinom, ocali małżeństwa, rozwiąże wszelkie problemy indywidualne, społeczne, państwowe, uzdrowi politykę i wprowadzi lekkim krokiem do Europy.

Tymczasem życie przestaje być „ciche i spokojne”, a ręce zaciskają się
w pięść „gniewu i sporu”.
Kto ma oczy, niech patrzy, kto ma uszy, niech słucha,
czy nie miał racji święty Paweł, gdy pouczał Tymoteusza:
„Korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy.
Za nimi uganiając się niektórzy zabłąkali się z dala od wiary
i siebie samych przeszyli wielu boleściami”
/ 1  Tm 6, 10/
 Nie odnotowano przypadku, w którym mamona dałaby ludziom
trwałe szczęście, mimo, że wciąż ulegają jej złudnemu czarowi.
Jak zatem nie wpaść w jej pułapkę ?
Jak się oprzeć zaborczej pokusie posiadania ?
Radzi jeden z myślicieli:
„Pieniądz nie ma wartości samoistnej, lecz jedynie względną;
w tym sensie wdowi grosz był dosłownie wart więcej niż cała faryzejska
szczodrobliwość.

Jezus wiedział o tym i doceniał wagę zagadnienia, uznając z jednej strony fakt,
że niegodziwa mamona jest czynnikiem, którego w życiu ludzkim uniknąć się
nie da, z drugiej zaś przygotowując drogę wszystkim wielkim chrześcijanom
miłującym ubóstwo, którzy jak święty Franciszek, objawiali zadziwiające piękno
prostoty, bogactwo niedostatku, pełnię różnorodności i obfitości, którą ofiarowuje życie duchowe oczyszczone z martwych gałęzi”  /M. Muggeridge/.
 
Zatem wachlarz ludzkich działań jest w tym względzie bardzo szeroki -
od wdowiego grosza wrzuconego ze szczerego serca do skarbony świątynnej,
do palących jak piec judaszowych srebrników rzuconych  w rozpaczy przed
przybytkiem świątynnym.

Jezus w dzisiejszej przypowieści zachęca nas do roztropności.
Nazwano ją kiedyś „woźnicą wszystkich innych cnót”, bo wiezie na swym wozie wszystko co najważniejsze w życiu człowieka.
Uczy nas wybierać między dwoma wymagającymi  i nie do pogodzenia ze sobą
panami: Bogiem  i  mamoną.

Przy dokonywaniu tego wyboru należy posłużyć się sprytem i odwagą,
jakimi wykazał się nieuczciwy rządca z przypowieści.
I chociaż pieniądz pozostanie niegodziwy, a jego złe owoce są tragiczne
dla jego ofiar, nie oznacza to jednak, że mamy się przestać nim posługiwać,
bo bez pieniądza się nie obejdziemy i byłoby niedorzecznością temu
zaprzeczać.
Ciągle niech nam jednak przyświeca to, co Jezus mówił tak bardzo prosto do swoich słuchaczy:
„Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie
nienawidził, z drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi”. 
Niech te słowa wzmogą nasz chrześcijański instynkt samozachowawczy,
byśmy nie dali się wyprząc ze służby Chrystusowi w tym pogubionym świecie,
przeżywającym dramat humanizmu ateistycznego i demokracji bez Boga,
która straciła swe ludzkie oblicze.

Pilnie uważajmy, bo Jezus nie mówi nam dokąd nie należy chodzić,
lecz pomaga rozeznać, dokąd iść.
Znana jest anegdota o jeźdźcu pędzącym na koniu.
Ktoś z pobocza drogi woła do niego: Dokąd pędzisz ?
Nie wiem; spytaj konia – odpowiedział jeździec.
Czy można coś więcej powiedzieć o tych, którzy dosiadają konia mamony ?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy trzydzieści trzy lata temu, 21 września 1980 roku odprawialiśmy wywalczoną przez postulaty „Solidarności” pierwszą Mszę św. radiową,
czytania były te same, co dziś – z księgi proroka Amosa o aferzystach gnębiących ubogiego za marne grosze;
z Ewangelii Łukaszowej o nieuczciwym rządcy, którego zdjęto z urzędu;
i ze św. Pawła zalecenie, by modlić się za sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne.
Wszeobecna wtedy cenzura szalała, zarzucając redakcji Mszy św. mieszanie się do polityki.
Cieszyli się natomiast wszyscy, którzy w tych słowach odnajdywali obraz polskiej rzeczywistości.
Ważne było każde słowo, łącznie ze słowami pieśni „Z tej biednej ziemi,
z tej łez doliny” i „słuchaj Jezu, jak Cię błaga lud, słuchaj, słuchaj,
uczyń z nami cud”, które wtedy wybrzmiały w kościele Świętego Krzyża.
Mieliśmy nadzieję, że odejdzie stare, a przyjdzie nowe.

Dziś czytamy znów te same teksty, bo tak każe nam liturgia.
Stare nie odeszło i ma się coraz lepiej, nowe po staremu musi dopominać się
o swoje, a nam pozostaje wiara, że nadejdą takie czasy,
kiedy będziemy mogli prowadzić życie ciche i spokojne
i podnosić ręce do Boga bez gniewu i sporu.
Amen.