Ks. Walenty Królak. Boże Narodzenie.
O jak pełne wdzięku są stopy zwiastuna dobrej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który woła do nas dzisiaj „Twój Bóg zaczął królować” i podnosi głos, by wszyscy usłyszeli tę prawdę.
Jaka jest owa prawda? Wielokrotnie i na wiele sposobów Bóg przemawiał do człowieka. Wielokrotnie, począwszy od stworzenia całego świata, jako dzieła Jego miłości dla nas. Przez stworzenie człowieka z mułu ziemi, człowieka, którego obdarzył swoim nieśmiertelnym duchem i uczynił królem stworzenia. Przez całe dzieje zbawienia, kiedy widząc naszą niewierność, nigdy nie przestał nas miłować. Przez tyle cudów i znaków przemawiał do nas, a w końcu przemówił do nas przez Syna, którego posyła jako najmocniejszy znak Jego miłości do ludzi.
Bóg staje się człowiekiem, przychodzi na ziemię, bierze na siebie ludzki los i czyni z niego drogę zbawienia, którą przechodzi sam, wierny Ojcu. I nas zaprasza do tego samego. To potężne Słowo Boga, Jezus Chrystus, mówiący do wszystkich nas: zobaczcie, jak Bóg miłuje człowieka. „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Światłość przyszła na świat. Czytamy dzisiaj, że Chrystus jest odblaskiem chwały Ojca, wszystko podtrzymuje słowem swojej potęgi, dokonuje oczyszczenia z grzechów – po to przyszedł – i zasiada po prawicy Ojca, dokąd prowadzi nas, swoje dzieci.
To wielka tajemnica naszej wiary. To Słowo, przez które wszystko się stało, które „Bogiem było”, stało się dla nas ciałem i zamieszkało wśród nas. To, co w tej tajemnicy zdumiewa, to że Bóg przychodzi do ludzkości takiej, jaka ona jest. W noc Bożego Narodzenia pasterze idą do żłobu, oddają Mu pokłon, ale obok jest cały wielki świat, którego nic to nie interesuje –panujących, Heroda, Kwiryniusza. Bóg przychodzi do pokolenia, które dobrze zna, wie, że jedni Go przyjmą, oddadzą Mu pokłon, inni nie. A jednak przychodzi, by człowiekowi przynieść prawdę o swojej miłości.
Przez narodzenie w żłobie, przez ten niezwykły znak dziecka mówi do nas, jak bardzo nas miłuje, jakby prosząc o naszą czułość, o naszą bliskość, o naszą miłość. Przychodzi nie aby potępiać świat, ale aby świat zbawić, taki, jaki jest. Bóg akceptuje, że nie wszyscy w Niego uwierzą i nie wszyscy Go przyjmą. Jedni Go przyjmą, drudzy Go odrzucą i Bóg to akceptuje. Objawia miłość wszystkim ludziom, bo jest Ojcem wszystkich. I wchodzi w tę trudną rzeczywistość – jak słyszymy dzisiaj, „tym, którzy Go przyjęli, dało moc”, inni Go odrzucili. Niepojęta jest Boża miłość.
Kiedy czytamy w noc Bożego Narodzenia „Dziś narodził się nam Zbawiciel, Mesjasz Pan”, to znaczy, że dzisiaj, w naszym pokoleniu, On też się rodzi. Bóg zna to nasze pokolenie, które nie jest inne, jest takie samo jak każde. Bóg szuka tych, którzy będą Go miłować i będą Jego uczniami, i będą nieść Ewangelię całemu światu. Wie, że wielu Go odrzuci – siejąc zgorszenie, szerząc nienawiść, prowadząc wojny, żyjąc bezbożnie... Ale Bóg kocha człowieka. Oczywiście człowiek jako wolne stworzenie może żyć, jak chce. Dlatego Bóg nie może nam przeszkodzić, że kiedy chcemy grzeszyć – grzeszymy! Ale swoją miłością szuka nas, aby jak światłość oświecać drogi naszego życia.
To się dokonuje zawsze. Nam się wydaje, że dzisiaj są czasy wyjątkowe, wyjątkowo trudne, wyjątkowo bezbożne, wyjątkowo przewrotne... Czasy były zawsze takie, jakie były, w każdym pokoleniu znajdziemy to, co dziś. A ponad wszystko ważna jest prawda, że Bóg człowieka nie opuszcza, dla nas się rodzi, przychodzi ze swoją miłością, mówiąc, że niesie nam nowe życie. Światło przyszło na świat. Człowiek, który odkrywa tę Bożą miłość, idzie do Betlejem jak pasterze, bo chce być blisko światła, chce być przeniknięty światłością. Ale są też i synowie ciemności. I tak będzie zawsze. „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Przyszło do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Ale tym, którzy Go przyjęli, „dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi”.
Na czym polegała moc świadectwa uczniów Chrystusa? Oni nieśli w sobie tę miłość, doświadczyli jej sami. Nieśli ją, wiedząc, że Bóg pragnie objawić się każdemu człowiekowi. Nieśli ją przez swoje przepowiadanie, przez swoją świętość, przez swoje męczeństwo, wiedząc, że Bóg szuka każdego człowieka. Nikim nie pogardza, nikogo nie zostawia poza zasięgiem swojej miłości. Siłą Kościoła była ta prawda: znalazłem miłość, miłość Bożą, i niosę ją każdemu, kimkolwiek jest.
I taka jest misja Kościoła także dziś. Pragnę wspomnieć tylko jedno wydarzenie. Nie wiem, czy je pamiętamy, czy wiemy, że dokładnie w tym roku obchodzimy 1700. rocznicę Edyktu Mediolańskiego. Warto o tym pomyśleć, 313. rok. Ten edykt zamyka okres prześladowania chrześcijan. Tylu ludzi oddało życie z miłości do Chrystusa. Całe pokolenia spływały krwią. Aż w końcu cesarz Konstantyn przekonał się, że ta nowa religia, wiara w Bożego Syna, przynosi człowiekowi naprawdę nowe życie, bo z niej rodzi się naprawdę obraz nowego człowieka, przemienionego laską Boga. Przychodzi inna rodzina, zjednoczona miłością i otwarta na każde nowe życie. Przychodzi nowe prawo, które nade wszystko uznaje autorytet Boga. Przychodzi nowe państwo, gdzie ludzie służą sobie wzajemnie przez wzajemną pracę, pamiętając, że nasza ojczyzna nie jest tu, ale trzeba życie wzbogacić pełnią dobra, pełnią miłości.
Konstantyn pozwala Kościołowi być jedną spośród religii, już nie prześladowaną, ale mającą prawo, jak wszystkie inne, funkcjonować swobodnie, w całkowitej wolności. Wprowadza wolną niedzielę, pamiątkę zmartwychwstania Pana. Tylko pomyślmy przez chwilę, jaki świat narodził się z tego dekretu, tego postanowienia. Cała cywilizacja, kultura Europy. Moralność, duchowość, życie rodzinne, zakonne. Co tylko chcemy – wszędzie jest ślad Ewangelii. Taką rocznicę wspominamy – czy nie było to jakby nowe Boże Narodzenie dla Europy, dla ówczesnego pogańskiego świata?
Po co to wspominamy? Bo dzisiaj trzeba takiego samego świadectwa. Ale najpierw trzeba otworzyć się na bogactwo miłości Boga. Zadziwić się tym, jak miłuje mnie Bóg, mnie grzesznika. Ile razy okazuje miłosierdzie i jak staje się światłem mojego życia. Kto Go przyjmuje, otrzymuje łaskę po łasce. Kto Go przyjmuje, otrzymuje moc, aby stał się dzieckiem Boga. Temu pokoleniu trzeba nieść tylko to – prawdę o miłości Boga do człowieka.
Jak często dzisiaj Kościół jest dla nas tylko instytucją, którą chcemy reformować, określać, jaki powinien być. Wielu z nas ma postawę osoby, która owszem, jest w Kościele, ale czy jest w nas ta Boża miłość? Do Chrystusa, że z miłości do Niego ja oddaję Mu pokłon każdego dnia, adoruję Go, żyję Nim, słucham Go. Czy jest w nas ta Boża miłość, która idzie do każdego człowieka bez lęku? Również tego najbardziej przez nas potępianego dzisiaj i w naszym pojęciu złego? Z tą miłością, z jaką Chrystus miłuje nas, aż do oddania życia? Może brakuje dzisiaj Kościołowi tego świadectwa, tego przekonania, że w Chrystusie jest życie nowe – że światłość przyszła na świat! Bez tej światłości świat pogrąża się w ciemności i aż nadto dobrze to widzimy. Bez naszego świadectwa o tej miłości świat nie pozna Boga. Nie przez naszą agresję, choćby nawet w imię religijnych prawd. Nie przez nasze utyskiwanie, sądzenie, zgorszenie, rozdzieranie szat. Czy jest we mnie miłość Boża, która kształtuje moje życie i którą niosę temu pokoleniu? Tylko miłość Boża zbawia świat.
Czasy nasze nie są inne od żadnych innych czasów. Zawsze jest wiele ciemności i ta jedyna Światłość, która przyszła na świat, która chce być miłowana, przez tę całą bliskość, pokorę, prostotę relacji wobec nas. Ten obraz dziecka leżącego w żłobie... „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Bóg chce dać swoim uczniom tę miłość, która będzie z troską o zbawienie każdego człowieka niosła prawdę o zbawieniu w Chrystusie.
Światło przyszło na świat i Bóg chce, abyśmy wszyscy szli do tej światłości i innych do niej prowadzili. Taka jest misja Kościoła, którą dzisiaj Bóg nam przypomina. By rozlegał się również dzisiaj głos – wielokrotnie Bóg przemawiał do człowieka, ale najmocniej przez swojego Syna, gdy przychodzi przebaczać grzechy i uczynić z nas dzieci Boga. Amen.