Msza Św. 12.01.2014

Ks. Tadeusz Huk. Święto Chrztu Pańskiego.


Drodzy  Siostry i Bracia zgromadzenia w tej świątyni i łączący się z nami przez radio, zwłaszcza chorzy, samotni, uwięzieni.

Dzisiaj święto Chrztu Pańskiego. Ewangelia ukazuje nam Jezusa, który przychodzi nad Jordan do Jana i prosi go o chrzest. Oto Ten, który jest bez grzechu, jedyny sprawiedliwy staje pośród grzeszników i całą pokorą prosi o chrzest. Jan nie widzi dla Niego miejsca pośród grzeszników. Próbuje powstrzymać Jesusa przed takim krokiem. Nie pojmuje tego, że Ten, który będzie chrzcił ogniem i Duchem Świętym sam prosi o chrzest dla siebie. Jezus mu odpowiedział : „ Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko co sprawiedliwe”  chociaż nie rozumie do końca tego co się dzieje ustępuje.

 W taki sposób od początku Jezus wybiera drogę pokory. Podobnie jak przyszedł na ten świat jako Maleńkie Dziecię w Betlejem, tak teraz rozpoczyna publiczną działalność nie w światłach jupiterów, z mocą i władzą wprowadzając nowy porządek. Przeciwnie przychodzi jak cichy Baranek i staje pośród grzeszników. Ukazuje swoją postawę wobec tych, do których przyszedł. Staje pośród nich pełen troski, by solidarnie dźwigać ich los. Opowiada się zdecydowanie po stronie grzeszników. Całe Jego życie, aż po śmierć na krzyżu, jest na nich ukierunkowane. Jego wybór zostanie potwierdzony przez głos z nieba: „ Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. 

Jak radykalny jest to wybór staje się jasne podczas kuszenia na pustyni. Diabeł podsuwa inną propozycję: „ Bądź ważny, zrób coś wielkiego i wspaniałego, przyjmij władzę tego świata”. Taka jest droga tego świata. Jezus stanowczo odrzuca taką możliwość i wybiera drogę, która powoli przerodzi się na drogę krzyża.

Trudno jest uwierzyć, że Bóg objawia swoją moc w tak pokorny niepozorny sposób. Trudno uwierzyć bo jest w nas inna dążność, niż była w Jezusie. Budzi się w nas pragnienie do wpływów, władzy, sukcesów i popularności. A droga Jezusa jest drogą ukrycia, małości i bezsilności. Nie jest to droga specjalnie pociągająca. Jednak, gdy się doświadczy głębokiej jedności z Chrystusem, wtedy odkryje się, że moc Ducha Świętego działa w nas i przez nas. Wtedy będziemy mogli podobnie jak Jezus przejść przez życie dobrze czyniąc, dlatego, że Bóg jest z nami.

Zobaczmy jak objawia się moc Jezusa. Gdziekolwiek się pojawia, tam niewidomi odzyskują wzrok. Jak bardzo jest nam to potrzebne i dziś. Tyle jest chorób, niewinnego cierpienia i bólu, poczucia bezsensu i zagubienia w życiu. Jednakże nic nam nie wiadomo o tym, żeby dzięki Jezusowi pustoszały więzienia. Nawet wręcz przeciwnie, sam Jezus zostaje uwięziony. Uwięziony i stracony zostanie  Jan Chrzciciel, uwięzieni i straceni zostaną apostołowie.  Można zapytać, czyżby proroctwa nie spełniły się, lub też spełniły się tylko częściowo?

Odpowiedź jest prosta. Jezus przyszedł wyzwolić nas nie z tych zewnętrznych trudności, nieraz bardzo bolesnych i dokuczliwych. On przyszedł wyzwolić nas z więzień o wiele bardziej straszliwych i z ciemności naszego ducha. By przyjąć taki sposób działania Boga potrzebne jest spojrzenie wiary. Ale nawet  „ wiara – czytamy w encyklice Lumen Fidei - nie jest światłem rozpraszającym wszystkie nasze ciemności, ale lampą, która w nocy prowadzi nasze kroki, a to wystarcza by iść. Cierpiącemu człowiekowi Bóg nie daje wszystko wyjaśniającej argumentacji, ale swoją odpowiedź ofiaruje w formie swojej obecności, która towarzyszy historii dobra, by rozjaśnił ją promień światła. W Chrystusie Bóg zechciał podzielić z nami tę drogę i ofiarować nam swoje spojrzenie, abyśmy zobaczyli na niej światło. Chrystus jest Tym, który zniósł ból i dlatego nam w drodze wiary przewodzi…”.

 Jezus przyszedł na świat nie po to, żeby ratować nasze śmiertelne ciała ale nasze nieśmiertelne dusze. Jeżeli uzdrawiał ciała, to tylko po to, żeby obudzić w ludziach głębsze myślenie i ożywić nadzieję. Nieraz zadawał współczesnym pytanie: Jak wam się wydaje, co jest łatwiejsze kazać chromemu wstać i chodzić, czy odpuścić mu grzechy? To pytanie stawia i dziś przed nami.

Czy łatwiej jest niewidomemu dać wzrok, czy odpuścić jego grzechy? Życie Jezusa pokazało co jest łatwiejsze. Niejeden raz przywracał wzrok, wskrzeszał umarłych. Ale za nasze grzechy został zabity. Nie wiemy dlaczego ale wiemy, że  grzech jest tak wielkim nieszczęściem i największym zagrożeniem dla człowieka, że wymaga tak wielkiej ofiary jaką jest życie Syna Bożego.

Dzisiejsza scena z Ewangelii mówi nam więc o wielkiej wartości duchowego życia człowieka. Człowiek jest tak cenny w oczach Boga, że Bóg posyła pomiędzy nas swojego Syna i umacnia Go Duchem Świętym, żeby miał moc pokonania naszych grzechów.

To co się dzieje najważniejszego na Ziemi, to nie jest nasze zdrowie. Często w naszych życzeniach potrafimy sobie tylko tego życzyć. Ostatecznie  i zdrowie i życie fizyczne osiągnie na ziemi swój kres. Bóg jest ich właścicielem, od Niego je otrzymaliśmy na trochę. Natomiast ofiaruje nam perspektywę nam życia wiecznego. Ponieważ nas stworzył z miłości, w miłości pragnie z nami trwać. Dlatego jesteśmy tak cenni dla Niego. Dlatego cała Trójca Święta zabiega o nasze wybawienie ze wszystkiego co nas od tej miłości oddziela.

Co jest tym, co nas od Boga oddziela, że podejmuje aż takie działania? Każda epoka ma swoje problemy. My dzisiaj zmagamy się z różnymi zagrożeniami, które utrudniają dostrzec Bożą obecność. Pycha wystarczalności ziemskich dóbr wydaje się dziś być na pierwszym miejscu. Widzimy jak ta choroba w niezwykłym tempie pochłania nasze społeczeństwo. Za pieniądze i przynależność do różnych ugrupowań i wspólnot odważamy się kwestionować najświętsze wartości, na których się wychowały całe pokolenia. Zobaczmy jakie niesie to za sobą konsekwencje w życiu człowieka: czyż nie ma dziś więźniów narkotyków, więźniów pracy, więźniów elektroniki? Czy nie można wskazać przypadków, że takie więzienia są nieraz gorsze od zamknięcia w czterech ścianach murowanej celi? To jest wielka walka o ludzkiego ducha. Dlatego Bóg angażuje się w nią tak głęboko, że własnego umiłowanego Syna w niej poświęca. Ciało Syna Bożego zostanie w tej walce poddane uwięzieniu i śmierci, ale Duch zwycięży. Jezus pokona na krzyżu śmierć i przywróci nam utracony dostęp do Boga. Dzięki Niemu wszystkim nam zostaje przywrócona prawdziwa wolność.

Bóg Ojciec w przypomnianej dzisiaj scenie wskazuje na Jezusa by w ten sposób podkreślić rangę człowieka. Zobaczcie ludzie, zdaje się mówić – swojego Syna, umiłowanego wam daję, Jego słuchajcie. W tej walce toczącej się na świecie na śmierć i życie, na śmierć i życie wieczne – Jego słuchajcie. Bóg Ojciec w tej scenie ukazuje wielką godność każdego człowieka. Oddaje nam to co ma najcenniejsze, swojego umiłowanego Syna.

Jezus przyjmuje na siebie w momencie Chrztu wszystkie nasze grzechy. On Chrztu nie potrzebował i słusznie Jan protestował. Jan miał prawo nie rozumieć, jak to się stanie, że Jezus weźmie na siebie wszystkie nasze grzechy. . My też nie rozumiemy dlaczego, ale wierzymy, że Bóg w taki sposób zdecydował rozwiązać wszystkie problemy naszego życia. Wziął je po prostu na siebie. To jest właśnie  jest tym Sługą, o którym mówi Izajasz. Jest tym Sługą, który posprzątał wszystkie śmieci tego świata. Dokonał tego nie krzycząc na nas, nie łamiąc naszych charakterów i osobowości, nie gasząc w nas ledwo nieraz tlącej się nadziei na sens naszego życia.

Święto Chrztu Pańskiego jest też świętem nadziei. Izajasz zapowiedział, że Sługa Boga ogłosi Prawo z mocą i że nie zniechęci się, ani nie załamie. Jezus nie załamał się i się nie zniechęcił pomimo naszych niewierności. Kiedy wydaje się nam czasem, że zapada się ład i porządek tego świata to ta zapowiedź, a przede wszystkim wierność Jezusa są dla nas tak ważne. Bóg poprzez Jezusa, tak umiłował każdego z nas, że nas nie opuści. Walka duchowa została przez Jezusa raz na zawsze wygrana. Chodzi o nas, żebyśmy opowiedzieli się po Jego stronie, po stronie zwycięskiego Boga, który utrwala Prawo na ziemi. Chodzi o to, by każdy z nas stał się tą wyspą, na której Jego pouczenia mogłyby spocząć. Izajasz prorokował, że pouczenia Sługi Boga wyczekują wyspy. Obyśmy okazali się tą wyspą oczekującą i spragnioną Bożych pouczeń. Można się taką wyspą okazać wszędzie. Wtedy osoba skazana i osadzona może okazać się wolna duchowo, chory może dostrzec sens swoich trudnych doświadczeń, zagubiony odnaleźć sens swego życia. Życzę tego sobie samemu i każdemu z was, żebyśmy poczuli się uwolnieni od grzechu dzięki Bożej miłości i starali się żyć w tej wolności. To jest wielka radość wolnego człowieka. Radość, której źródłem jest ciągle żywe słowo skierowane do każdego z nas osobiście: Tyś jest moim umiłowanym dzieckiem w tobie mam upodobanie.