Msza Św. 24.06.2012
ks. Ryszard Andrzejewski CSMA. Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela.
Dziś uroczystość św. Jana Chrzciciela. Zaledwie pół roku starszy od Pana Jezusa. Tak prosty, że brano go za kloszarda – ubrany w skórę wielbłądzią, odżywiał się szarańczą i miodem leśnym. A jednocześnie tak wielki, że chwilami sądzono, iż to Mesjasz. Sam król Herod miał respekt dla jego słowa, a Jezus powiedział o nim, że spośród narodzonych z niewiasty nie ma większego od niego. Zwyczajny życiem, potężny Bogiem. I przegrał, bo wypomniał Herodowi, że żyje niemoralnie, w grzechu, gdyż zabrał żonę swemu bratu. Ten najpierw uwięził Jana, a potem przez zemstę Herodiady – uwiedzionej kobiety, kazał go ściąć.
Minęło 20 wieków, a Bóg nadal popełnia ten sam błąd: jest zwyczajny! A na swoich heroldów wybiera niepoprawnych szaleńców. Kruchych jak biała hostia i prostych jak 10 przykazań. I nadal jest wyrzucany poza miasto ludzkich gustów, wyborów, kaprysów… Bo ludzie wolą szczęście bardziej egzotyczne, skomplikowane, obce, kolorowe, złudne… Więc Księga Ewangelii przegrywa z talią kart do tarota, a obietnica zbawienia z horoskopami. Obca kobieta czy mężczyzna z własną żoną lub mężem, a szczęście obiecane w przykazaniach – z zadowoleniem, jakie zmysłom obiecuje sprytna pokusa… Stąd niemile są widziani mesjasze, prorocy, kapłani i wszyscy ci, którzy przypominają, że wartości są ważniejsze niż użycie, a dusza znaczy więcej niż ciało. Tak, tacy bywają kasowani, eliminowani z pola widzenia. Tak bywa. Opamiętanie przychodzi za późno.
Pisał nasz wieszcz C. K. Norwid:
Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, Że ci ze złota statuę lud niesie, Otruwszy pierwej... Coś ty Italii zrobił, Alighiery, Że ci dwa groby stawi lud nieszczery, Wygnawszy pierwej... Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie, Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie, Okuwszy pierwej... Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie, Że dwa cię głazy we dwu stronach gniecie, Bez miejsca pierwej....
Dziś w świętokrzyskiej bazylice, my – księża michalici i siostry michalitki wraz z Przełożoną Generalną Matką Natanaelą Bednarczyk, wspominamy innego herolda Bożego wielkiego Polaka, bł. Bronisława Markiewicza – Założyciela Zgromadzeń św. Michała Archanioła. W tym roku przypada stulecie jego śmierci.
Urodził się w licznej rodzinie w Pruchniku na Podkarpaciu, gdy Polska była pod zaborami. Za wskazaniem anioła, wstąpił do WSD w Przemyślu i został kapłanem. Po osiemnastu latach służby w diecezji zrealizował wreszcie swoje dawne pragnienie: wyjechał do Włoch, spotkał św. Jana Bosko i tam wstąpił do zgromadzenia salezjanów. Po siedmiu latach pracy we włoskich placówkach salezjańskich, w marcu 1892 roku wrócił do Polski, by po krótkim czasie, założyć dwa zgromadzenia zakonne: księży i sióstr świętego Michała Archanioła, którym wytyczył szczególny cel.
Napisał wtedy: „Chciałbym zebrać miliony dzieci i za darmo żywić je i ubierać na duszy i na ciele. Dzisiaj grasuje gorące pragnienie rodziców wydobycia swych dzieci ze sfery społecznej, w której się zrodzili i postawienia ich na wyższym szczeblu hierarchii towarzyskiej. Jakże mało obecnie ludzi, którzy by byli ze swego losu zadowoleni. Dzisiaj panuje pragnienie lepszej pozycji socjalnej, tj. w wyższej sferze, a szczególniej pozycji bardziej intratnej. I stąd liczba wykolejonych wzrasta z rokiem każdym — a w większych miastach takich rozbitków — błędnego kształcenia liczyć można na tysiące”.
Mocne słowa! – Gromił jak Jan Chrzciciel!
Więc prześladowano go. Przechwytywano pocztę, oskarżano, nasyłano policję…, a w obelżywych anonimach czytał o sobie, że jest spiskowcem i sekciarzem; zdrajcą ojczyzny, obłudnikiem, świętokradcą, fanatykiem, zdziercą… Wreszcie spalono dom, w którym mieszkały zgromadzone przez niego sieroty, dom tak skrzętnie zbudowany z ofiar ludzkich.
A on uparcie chciał zrealizować dwa swoje pragnienia: dać piękną przyszłość opuszczonym dzieciom i zostać świętym!
W jednym z artykułów zapisał: Gdy brakuje świętych w narodzie, robi się ciemno w głowach ludzkich i ludzie nie widzą dróg, którymi im należy postępować”.
Także dziś, naszym duszom zagrażają ciemności – mody obce naszemu duchowi i naszej kulturze, poglądy, które boją się Boga w konstytucji i prawdy w mediach; czyż dziś, nasze sumienia nie są zalewane ciemnościami korupcji, rozwiązłości i żądzą zysku; dziś, gdy nauczyciele nie są szanowani przez uczniów, a rodzice coraz mniej rozumiani przez swoje dzieci, gdy tyle zamętu wokół – dziś trzeba nam świętych. Bo ludzie nie widzą dróg, którymi mają iść. Wtedy Polska była pod zaborami, obecnie jesteśmy wolni, a jednak czujemy zamęt. Odczuwamy ciemność i ucisk. Jakiś brak dobra i życzliwości. Jakąś złowrogą pazerność, obojętność i beznadzieję. Jakiś lęk i niepokój. Bezrobocie, dysproporcje i nędza ludzka coraz bardziej wydają się krzyczeć i popychają do nieludzkich wręcz zachowań. Co zrobić z tymi uciskami? Co zrobić z tymi ciemnościami?
Sięgnijmy po radę błogosławionego ks. Bronisława Markiewicza. W jednym ze swoich czołowych dzieł pt.: „Bój bezkrwawy” pisał:
Polacy, trzeba wreszcie otrząsnąć się z obojętności i letniości, którą Pan Bóg więcej się brzydzi niż całkowitym odstępstwem. Już czas najwyższy, abyśmy wszystko naprawili w Chrystusie. (…) Należy się wreszcie, zabrać do oddzielenia ziarna zdrowego od stęchłego i skażonego, bo inaczej wszystko się zepsuje. Ważne jest to zwłaszcza dlatego, że katolicy tylko z imienia zabierają się już do oświecenia ludu na swój sposób. Tymczasem w Polsce jak się patrzy – pisał – górą jest ten, co śmielszy. I tak ludzie nie uznający przekonań katolickich przeprowadzają swoje błędne zasady w gminie, powiecie, kraju, a co najważniejsze w szkołach.
Na szczęście prorok z Miejsca Piastowego w tym samym dziele odkrywał nadziei. Pisał tak: Polacy, Bóg dopuszcza na was ucisk, a wy przez niniejszy ucisk oczyszczeni i miłością wspólną silni, nie tylko będziecie się nawzajem wspomagali, nadto poniesiecie ratunek innym narodom i ludom, nawet niegdyś wam wrogim. I tym sposobem wprowadzicie dotąd niewidzialne braterstwo ludów. Bóg wyleje na was wielkie łaski i dary. Wzbudzi między wami ludzi świętych i mądrych. I wielkich mistrzów, którzy zajmą zaszczytne miejsca na kuli ziemskiej. Najwyżej zaś Pan Bóg was wyniesie, kiedy dacie światu wielkiego papieża. ufajcie przeto Panu, bo dobry jest i miłosierny i nieskończenie sprawiedliwy. Bo On pokornych podwyższa i daje im łaskę, a pysznych odrzuca na wieki.
Każdego z takich, jak ty, świat nie może Od razu przyjąć na spokojne łoże, I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem, Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy, Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem Później... lub pierwej...
29 stycznia 1912 roku ks. Markiewicz odszedł do Pana. Nie doczekał zatwierdzenia Zgromadzeń zakonnych, którym dał początek. Ze szkół i zakładów wychowawczych ks. Markiewicza w Miejscu Piastowym do czasu wojny wyszło kilkanaście tysięcy znakomicie przygotowanej, wykształconej i uformowanej młodzieży, którzy po dzień dzisiejszy, choć wielu z nich umarło, pracują dla dobra Ojczyzny i Kościoła.
Po śmierci odkryto wiele sekretów jego życia, m. in. zobaczono na jego ciele trwałe ślady, dobrowolnie i przez długie lata praktykowanych biczowań (3 razy w tygodniu). Ciało było nad wyraz sfatygowane, a wokół bioder tkwiła, wbita w ciało, ostra, druciana opaska, którą przez lata nosił dla umartwienia i pokuty za grzechy ludzkie, za podopiecznych, których ukochał”.
Siedem lat temu został wyniesiony na ołtarze. 19 czerwca 2005 r., na Placu Piłsudskiego w Warszawie, jego beatyfikacji dokonał legat papieża Benedykta XVI – kard. Józef Glemp, Prymas Polski.
Dziś modlimy się o kanonizację proroka z Miejsca Piastowego, o pomyślność dla naszej Ojczyzny, o nowych Janów Chrzcicieli, Markiewiczów, o świętych kapłanów. Dziś także polecamy Bogu młodzież i dzieci. By znajdowały ciepło w domach rodzinnych i prawdziwe ideały w szkole. Niech duch wielkiego Polaka i wychowawcy bł. ks. B. Markiewicza nadal karmi umysły i serca nas wszystkich. Amen.