Msza Św. 02.09.2012



O. Jacek Salij OP. XXII Niedziela Zwykła.



Bracia i Siostry! Rytualne obmycia nie są już naszym problemem. Były one praktykowane w ówczesnej pobożności żydowskiej i w Kościele już nie kontynuujemy tych praktyk. A jednak dzisiejsza Ewangelia również dla nas dzisiaj jest niezwykle aktualna, jest bowiem stanowczą przestrogą przed obłudą i udawaniem.

Obłuda na tym polega, że człowiek co innego okazuje, a co innego ma w sercu. Jestem człowiekiem obłudnym, jeżeli na zewnątrz udaję troskę i życzliwość, a w sercu mam obojętność, a nawet jakieś złe zamiary. Skoro okazuję drugiemu moją życzliwość, powinno to płynąć z serca – inaczej jestem zwyczajnym hipokrytą.

My nieraz jesteśmy obłudni zarówno wobec ludzi, jak wobec Boga. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus upomina faryzeuszy, ze wielką hipokryzją jest pilnować rytualnych obmyć, a nie dbać o czystość swojego wnętrza. A przecież to przede wszystkim nasze serca muszą być czyste. Bo to „z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość” i różne inne niegodziwości.

Taka obłuda ma w sobie coś z kosmetyki nieboszczyków. W zakładzie pogrzebowym nieboszczyka nieraz tak uszminkują i upudrują, że w trumnie wygląda jak żywy. Ale to tylko pozór. Nieboszczyk może sobie pięknie wyglądać, ale w nim nie ma życia. Toteż usłyszmy dzisiejszą Ewangelię i lękajmy się być trupami duchowymi. To stosunkowo mało ważne, czy ludzie uważają nas za dobrych i sprawiedliwych. Najważniejsze, żebyśmy naprawdę czynili dobro i starali się być ludźmi sprawiedliwymi. Bo cóż by nam przyszło z tego, gdybyśmy cieszyli się dobrą opinią u ludzi, a na sądzie ostatecznym mieli usłyszeć: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”

Ale z drugiej strony: Jeżeli ze względu na naszą wiarę, czy w ogóle ze względu na jakieś autentyczne dobro, będziemy mieli złą opinię u ludzi, nie tylko to nam nie zaszkodzi, ale to wręcz zaszczyt z powodu wierności dobru cierpieć jakieś zło. Pan Jezus tak o tym mówił: „Gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne – cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie”.

Jest coś chorego w naszej współczesnej cywilizacji, że aż tak wielką wagę przywiązujemy do pijaru – do tego, jak jesteśmy oceniani – i tak mało troszczymy się o prawdę naszych postaw i czynów. Głupotę takiego zachowania prorok Ezechiel opisuje w metaforze tynkowania ruiny. Kiedy dom się rozpada, głupiec pojawiające się w murze szczeliny pokrywa tynkiem – a później jeszcze się dziwi temu, że dom runął. Owszem, niech dom będzie pięknie otynkowany, ale najpierw trzeba jego mury poprawić i umocnić. Przecież domy tynkujemy nie po to, żeby kłamać. Pięknie otynkowany dom ma świadczyć o tym, że mieszkający w nim ludzie są z niego dumni i czują się w nim bezpiecznie.

Niestety, my w naszym własnym życiu duchowym, a także w życiu małżeńskim i rodzinnym, ale również w naszym życiu publicznym popełniamy takie błędy, na jakie zwyczajny murarz nigdy by sobie nie pozwolił. Nieraz więcej troszczymy się o to, jak nas ludzie widzą, niż o to, jak jest z nami naprawdę.

My samego Pana Boga chcielibyśmy nieraz oszukać, mimo iż doskonale wiemy, że to absolutnie niemożliwe. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus przypomniał nam skargę Boga, zapisaną w Księdze Izajasza: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie”. Bo słowa modlitwy powinny wyrażać nastawienie serca i znajdować potwierdzenie w naszych czynach. Jeżeli słowa modlitwy są puste i nie płyną z naszego serca, to ściśle mówiąc w ogóle się nie modlimy, tylko uprawiamy jakąś parodię modlitwy. Jesteśmy wówczas podobni do faryzeuszy z dzisiejszej Ewangelii, którym się wydawało, że za pomocą rytualnych obmyć osiągną czystość w obliczu Boga.

Co robić, jeżeli rozpoznam, że to ja modlę się tylko wargami, lecz sercem jestem daleko od Boga? Niektórzy ludzie wówczas w ogóle porzucają modlitwę i praktykowanie wiary – i w ten sposób jeszcze bardziej oddalają się od Boga. Dzisiejsza laicyzacja osób i rodzin dotychczas religijnych dokonuje się dość często według tego scenariusza. Zaczyna się od tego, że jesteśmy w swojej religijności bylejacy, potem ogarnia nas coraz większe zobojętnienie na cały wymiar wiary, coraz mniej liczymy się z Bożymi przykazaniami, aż w końcu człowiek tak bardzo ukryje się przed Panem Bogiem, że w końcu już nawet nie ma pewności, czy Pan Bóg w ogóle istnieje.

Jednak pomyślmy: Ta Boża skarga, że „ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie” – jest słowem Bożym, zapisanym przez proroka Izajasza i przypomnianym przez samego Pana Jezusa. Przecież nie po to słowa te znalazły się w Piśmie Świętym, żeby oddalonych od Pana Boga oddalić jeszcze więcej, ale żeby nas wzywać do nawrócenia. Skoro czujemy, że słowa te odnoszą się również do nas, zatem się duchowo zmobilizujmy i starajmy się przywrócić prawdę naszej modlitwie.

Niech nasza modlitwa będzie coraz większym oddawaniem się Panu Bogu. Niech nasza niedzielna msza święta nie będzie tylko bezdusznym wypełnianiem obowiązku, ale niech będzie zanurzaniem się w miłości Bożej, ażeby ona coraz więcej ogarniała nasze życie codzienne. W prostych słowach wyjaśnił to nam dzisiaj apostoł Jakub: „Wprowadzajcie słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata”.

Jeszcze jednego zdania z dzisiejszej Ewangelii nie przeoczmy. Pan Jezus bardzo ostro upomina faryzeuszy: „Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji”. Przykazanie Boże powiada „Czcij ojca swego i matkę swoją”, a wy – zarzuca faryzeuszom Zbawiciel – znaleźliście sobie sposób, jak się wymigać od obowiązków w stosunku do starych rodziców.

Ten zarzut Pana Jezusa: „Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji” – dzisiaj odnosi się już nie tylko do poszczególnych ludzi, ale do całej naszej cywilizacji. Przykazanie Boże powiada: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza”, a w naszej cywilizacji wprowadziliśmy tradycję rozwodów. Myślimy sobie tak: Po co mamy się męczyć przezwyciężaniem kryzysu małżeństwa, skoro można się po prostu rozstać. I wydaje nam się, że skoro prawo państwowe dopuszcza rozwody, to widocznie nie ma w rozwodach nic złego.

Podobnie podchodzimy do innych Bożych przykazań. Pan Bóg mówi nam: „Nie zabijaj”. A my nieraz mówimy sobie tak: Zgoda, w zasadzie to jest słuszne przykazanie. Zarazem jednak ustanowiliśmy prawa, zezwalające na zabicie nienarodzonego jeszcze dziecka. „Miałoby się urodzić upośledzone, to lepiej niech się w ogóle nie urodzi” – słyszy się nieraz takie argumenty. I wielu z nas może nawet nie pomyśli o tym, że dziecko upośledzone powinno być kochane tak samo, a nawet więcej, jak dziecko zdrowe. Pan Bóg powiada nam: „Nie kradnij”. Gdybyśmy naprawdę słyszeli to Boże przykazanie, nie byłoby w naszym życiu społecznym tyle korupcji, takiego nepotyzmu, nieliczenia się z dobrem wspólnym, byłoby mniej zwyczajnego szachrajstwa, źle wykonanej pracy, przestępstw podatkowych. A przede wszystkim byłoby więcej sprawiedliwości w naszym życiu społecznym. Nie byłoby głodujących dzieci ani emerytów, nie mających za co wykupić lekarstwa.

Pan Bóg powiada: „Nie kradnij”. Z tego wynika, że nikomu nie wolno żerować na niewiedzy bliźniego, żeby go oszukać. I niegodziwością jest szukanie – a nawet co gorsza: tworzenie – luki prawnej, dzięki której można w taki sposób przywłaszczyć sobie cudze dobro, żeby to nie sprzeciwiało się przepisom prawa cywilnego. Naprawdę potrafimy na wiele sposobów uchylać Boże przykazania i zastępować je naszą ludzką, a raczej nieludzką tradycją.

Na koniec jeszcze jedno zauważmy w dzisiejszej Ewangelii. Ludzie, którym Pan Jezus zarzuca, że uchylają Boże przykazania i zastępują je swoją ludzką tradycją, są to ludzie uczciwi. Tyle że nie są oni naprawdę uczciwi, ale uczciwi z własnego mianowania. I to jest wielki problem naszych czasów. Świat jest pełen ludzi uczciwych i tylko nie wiadomo, dlaczego tyle zła i niesprawiedliwości w naszym świecie. Żeby to sobie jakoś wyjaśnić, znajdujemy sobie jakichś drugich, których oskarżamy o całe zło, które nam wszystkim doskwiera. Bo skoro my jesteśmy niewinni i uczciwi, to sprawcami zła są ci inni. W rezultacie społeczeństwo zaczyna się dzielić na wrogie sobie i niezdolne do pojednania plemiona.

Bracia i Siostry! Zginiemy w tym coraz większym zgiełku nienawiści, jeżeli • po pierwsze, nie przypomnimy sobie, że Bóg po to obdarzył nas przykazaniami, żebyśmy je naprawdę zachowywali; • po wtóre, jeżeli nie przestaniemy uważać się za bezgrzesznych i niepokalanych, jeżeli nie potrafimy krytycznie spojrzeć na samych siebie i jeżeli nie będzie w nas gotowości do korygowania siebie wówczas, kiedy nie mamy racji; • i po trzecie, jeżeli nie porzucimy tej fatalnej maniery, że od jakichś ludzi oddzielamy się przepaścią potępień i wrogości.

Panie Jezu, nawracaj nas do Siebie i do Twojej świętej Ewangelii, ażeby naród nasz nie przemienił się w kłębowisko wrogich sobie plemion. Panie Jezu, wysłuchaj nas! Amen.