Msza Św. 4 września 2005



Bracia i Siostry! Dość rzadko myślimy o tej formie miłości bliźniego, jaką nam dzisiaj podpowiada Pan Jezus: Mogę powstrzymać bliźniego przed złem, jakie zamierzał czynić. Mogę też przyczynić się do tego, że jakiś inny mój bliźni porzuci zło, jakie już zaczął czynić.

"Jeśli twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go". Jednak od razu sobie wyjaśnijmy: Pan Jezus na pewno nie zachęca do takiego upominania, które nie ma nic wspólnego z miłością. Bo nawet jeżeli chcemy dobrze, ale czynimy to bez miłości, zazwyczaj niczym dobrym to się nie skończy. Jeżeli upominającemu brakuje miłości, to albo nie sprawdzi dokładnie swoich zarzutów i oskarża niesprawiedliwie, albo upomina egocentrycznie - tzn. bardziej chodzi mu o to, żeby pokazać swoją rzekomą szlachetność, niż żeby pomóc bliźniemu w porzuceniu zła.

Upominanie przez kogoś naprawdę kochającego i upominanie bez miłości dzieli dosłownie przepaść. Przypomnijmy sobie, z jakim potępieniem i pogardą faryzeusze przyprowadzili kiedyś do Pana Jezusa przyłapaną na grzechu cudzołożnicę. I porównajmy to z delikatnością, z jaką On doprowadził do momentu, żeby ona mogła usłyszeć Jego słowa: "Ja cię nie potępiam - idź, ale więcej już nie grzesz".

Wciąż na nowo stawiajmy sobie przed oczy ten wzór upominania bliźniego, jaki nam zostawił Pan Jezus. On nigdy nie potępiał grzesznika. Jemu na grzeszniku zależało. Zależało Mu na tym, żeby grzesznik porzucił swoje złe czyny i wszedł na drogę Bożych przykazań.

Nie zawsze upomnienie musi mieć formę upomnienia. Podam konkretny przykład: U kogoś, z kim mam kontakt raczej dobry, zauważyłem oznaki pogardy dla osoby psychicznie chorej albo dla człowieka z umysłowym upośledzeniem. Gdyby on bezpośrednio tę pogardę okazywał, na pewno powinienem zdecydowanie wziąć w obronę tego, kto sam bronić się nie może. Ale kiedy to jest tylko ogólna bezmyślność, czasem zupełnie wystarczy, jeżeli spróbuję temu komuś opowiedzieć o swoich znajomych, którzy wręcz wzorcowo, z miłością i oddaniem, zajmują się psychicznie chorym członkiem swojej rodziny.

W ogóle gdybyśmy sobie wzajemnie więcej opowiadali o dobru, którego jesteśmy świadkami, o wiele rzadziej zdarzałyby się takie sytuacje, na które trzeba reagować upomnieniem. Gdybyśmy jako społeczeństwo umieli większą życzliwością otaczać dzieci z umysłowym upośledzeniem oraz ich rodziców; gdybyśmy umieli więcej zauważać to, jak bardzo dzieci te potrafią odwzajemniać okazywaną im miłość - z pewnością mniej by było tego prostactwa i niedelikatności, jakich nieraz doświadczają te dzieci oraz ich rodzice.

"Jeśli twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go" - mówi nam dzisiaj Pan Jezus. Nieraz tak się szczęśliwie składa, że upomnieniu można dać formę zachęty - a wtedy i łatwiej upominać, i większa jest szansa skuteczności. Niejeden człowiek został uratowany dzięki temu, że znalazł się kolega, który potrafił mu życzliwie i z przekonaniem powiedzieć: "Wiesz ty co, mnie się wydaje, że ty już jesteś od alkoholu uzależniony, ty naprawdę powinieneś nawiązać kontakt z anonimowymi alkoholikami".

Zachęta jest szczególnie skuteczną formą upomnienia, kiedy martwi nas to, że ktoś z ludzi nam bliskich zaczął zaniedbywać coniedzielną mszę świętą, albo oddalił się od świętych sakramentów. Czasem wystarczy takiemu człowiekowi zwrócić uwagę na to, że zaniedbywanie praktyk religijnych musi spowodować twoją oziębłość w wierze, a w końcu nawet odejście od Boga. Czasem znów wystarczy powiedzieć, że przecież twoje dzieci widzą, że nie chodzisz do kościoła, a chyba nie chcesz, żeby zaczęły cię naśladować.

"Jeśli twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go". Szczególnie trudno nam zastosować się do tej nauki Pana Jezusa, kiedy ktoś atakuje prawdy wiary, albo lubi o Kościele i o księżach mówić rzeczy wyłącznie złe. Boimy się wtedy, że naszym sprzeciwem spowodujemy jeszcze większy atak. Zazwyczaj też boimy się, że nasze argumenty okażą się za słabe i wolimy nawet nie zaczynać obrony wiary i Kościoła.

Bracia i Siostry! Ale przecież w takiej sytuacji zawsze mogę powiedzieć przynajmniej tyle: "Przestań tak nadawać na wiarę i na Kościół; ja jestem katolikiem i swoim mówieniem sprawiasz mi wielką przykrość". W czasach komunistycznych przyzwyczailiśmy udawać, jakoby religia była do tego stopnia sprawą prywatną, że ukrywamy przed ludźmi nawet ten fakt, że jesteśmy ludźmi wierzącymi i że wiara jest dla nas czymś bardzo drogim. Toteż może warto czasem przypomnieć sobie słowa Pana Jezusa, że jeżeli się do Niego nie przyznamy przed ludźmi, wówczas i On nie przyzna się do nas przed swoim Ojcem w niebie.

Czytaliśmy dzisiaj bardzo mocne słowa proroka Ezechiela: "Jeżeli ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie". Pomyślmy: ile złodziejstwa wśród nas mogłoby się nie zdarzyć, ile dzieci skazanych na aborcję mogłoby się urodzić i żyć, ile rozbitych małżeństw mogłoby szczęśliwie przejść przez swój kryzys i się uratować - gdyby tylko znalazł się ktoś, kto przejąłby się złem, na jakie się zanosiło, i próbował powstrzymać bliźniego od tego zła, choćby nawet już było ono postanowione.

Chwilę uwagi poświęćmy jeszcze następującemu zjawisku. Ostatnio coraz więcej młodych ludzi zaczyna mieszkać ze sobą już przed ślubem. Jeżeli są to katolicy, trzeba by im przypomnieć jasne i stanowcze nauczanie Kościoła, że jest to sytuacja o znamionach głębokiego moralnego nieuporządkowania. Jak poucza Katechizm Kościoła Katolickiego, "akt płciowy jest godziwy wyłącznie w małżeństwie; poza nim stanowi zawsze grzech ciężki i wyklucza z Komunii sakramentalnej" (2390). Jeżeli są to ludzie niewierzący, mogliby przynajmniej się zapoznać z badaniami socjologicznymi tego zjawiska, z których niedwuznacznie wynika, że kohabitacja przed ślubem znacznie zmniejsza szansę na trwałość zawartego później przez tych ludzi małżeństwa.

Spójrzmy teraz na to zjawisko w świetle dzisiejszej Ewangelii. "Jeśli twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go". Myślę, że gdyby w naszym społeczeństwie nie było znacznego przyzwolenia na wspólne mieszkanie przed ślubem, nie zdarzałoby się ono tak często, jak to dziś obserwujemy. Zwłaszcza kiedy ktoś z naszych bliskich nie przejmuje się którymś z Bożych przykazań, nie wymawiajmy się, że "takie dzisiaj czasy i nic na to nie poradzimy". Zwłaszcza naszym bliskim nie bójmy się sygnalizować, że ich moralnie złe decyzje bardzo nas martwią i zadają nam wielki ból. Wobec jawnego grzechu osób nam bliskich nie wymawiajmy się argumentem, że oni są ludźmi dorosłymi i że to jest ich życie, a my nie będziemy się do niego wtrącać. Jeżeli naprawdę kochamy, nie może być nam czymś obojętnym to, że ktoś nam bliski łamie Boże przykazanie.

Tyle tematów poruszam, ale dzisiejsza Ewangelia poniekąd do tego przymusza. "Jeśli twój brat zgrzeszy, idź i upomnij go". Spójrzmy na jeszcze następne zjawisko. Na naszych polskich ulicach ciągle się słyszy brudne, najohydniejsze słowa. Chyba nie ma drugiego kraju na świecie, nie ma drugiego języka, który byłby tak profanowany ciągłym używaniem wstrętnych słów i przekleństw. Pytanie nasuwa się samo: Gdzie są ojcowie i matki, gdzie są żony i siostry tych ludzi, z których ust leje się - przepraszam za mocne słowo - tyle tej językowej gnojówki? Nie bójmy się prosić naszych bliskich, żeby używali bardziej ludzkiego języka. Jeśli trzeba, nie bójmy się zwrócić uwagę, zaprotestować.

Bracia i Siostry! Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że tylko przykładowo dotknąłem tych kilku tematów, jakie wiążą się z dzisiejszą Ewangelią. Chodzi o to, żeby nasza miłość wzajemna wyrażała się również w ten sposób, żeby nikomu z nas nie było czymś obojętnym, że obok nas ktoś czyni zło. Byleby nasza niezgoda na zło czynione przez bliźniego nie płynęła z mentorstwa, ani z wywyższania się ponad bliźniego, i byleby nie była sposobem potępiania go.

Na koniec jeszcze dwie ogromnie ważne uwagi na temat braterskiego upomnienia. Po pierwsze: Jeżeli czasem odważamy się upomnieć bliźniego, to musimy również być gotowi przyjmować upomnienia pod naszym adresem. Omylni i grzeszni jesteśmy wszyscy. Nikt z nas nie jest aż tak nieskazitelny, żeby bliźni nie mogli mi podpowiedzieć, w czym ja sam powinienem się poprawiać. Apostoł Paweł napisał w Liście do Rzymian (15,14): bądźcie "zdolni do udzielania sobie wzajemnie upomnień".

I uwaga druga: Również upomnienia słuszne, płynące z prawdziwej miłości i formułowane z należytą delikatnością, nieraz są nieskuteczne. Otóż jeśli tylko naprawdę chodzi nam o dobro bliźniego, to również upomnienie nieskuteczne ma sens w obliczu Boga. Wspaniale jest to wyjaśnione w drugim rozdziale Księgi Ezechiela.

Bracia i Siostry! A już naprawdę niezwykłe jest uwieńczenie dzisiejszej Ewangelii mówiącej o braterskim upomnieniu: "Jeśli dwaj z was zgodnie o coś prosić będą - mówi nam dzisiaj Pan Jezus - to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie". Mówiąc krótko, naprawdę po chrześcijańsku jest między nami wtedy, kiedy ani upominający nie wywyższa się nad upominanego,  ani upomniany nie czuje się upokorzony przez upominającego, ale cała ta sytuacja jeszcze ich zbliża - zarówno wzajemnie do siebie, jak do Pana Boga. Naprawdę warto pamiętać o tym, iż te znane słowa, że "gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam Ja jestem pośród nich" - pochodzą właśnie z dzisiejszej Ewangelii. Oby jak najczęściej dane nam było spotykać się z innymi ludźmi w imię Chrystusa! Amen. Niech się tak dzieje!

Jacek Salij OP